wtorek, 9 października 2012

Rozdział 5 "Marcheweczki dla ślicznej panieneczki!"

                Weszliśmy do posiadłości chłopców. Lou wspaniałomyślnie odebrał od przyjaciela zakupy i powędrował z nimi do kuchni, skąd uniosły się niebiańskie zapachy. Natomiast ja weszłam przed Liamem i stanęłam lekko zmieszana w przedpokoju nie wiedząc co robić. Poczułam ciepłą dłoń na ramieniu.
- Będzie dobrze – szepnął z uśmiechem. Na piętrze usłyszeliśmy jakiś hałas, Liam momentalnie zbladł po czym odsunął się ode mnie – Czy byłabyś tak miła i poczekała tu na mnie chwilę?
Niepewnie pokiwałam głową po czym chłopak wskoczył po schodach na górę. W między czasie jeszcze raz sprawdził czy stoję na swoim miejscu, a kiedy się w tym upewnił zniknął za ścianą. Byłam lekko spięta i poddenerwowana, stałam wyprostowana przygryzając wargę. Sama miałam do siebie wyrzuty, że zgodziłam się tutaj przyjść. Nie znałam ich za dobrze, pewnie zawracałam im teraz głowę i mają na pewno o wiele fajniejszych znajomych… Ale z drugiej strony chłopcy na pewno by mnie nie skrzywdzili i nie okłamali mówiąc, że chcieli się ze mną spotkać. A przecież powoli zaczynałam ich lubić, naprawdę lubić. Jak zwykłych ludzi, których poznaje się na ulicy przez przypadek, a potem zmieniają twoje życie…
Trochę bardziej pewna siebie rozglądnęłam się po domu One Direction. Był naprawdę duży, urządzony ze smakiem i nutą nowoczesności. Przygaszone światła nadawały pomieszczeniom klimat, a cicha muzyka wydobywająca się z głębi sprawiała miłe uczucie. Chciało się tu zostać na dłużej.
Na piętrze usłyszałam głośne walenie do drzwi. Podskoczyłam i wytężyłam słuch. Przy okazji uświadomiłam sobie, że w ręce nadal trzymam koszyk. Schowałam za drzwi prezent dla Nialla i wróciłam na swoje miejsce.
- Zayn, wychodź wreszcie z tej łazienki – Liam wydzierał się na cały dom – Nie, nie musisz jeszcze poprawiać fryzury. Jesteś prze-przystojny.
Głośne westchnięcie chłopaka. Chwila ciszy. Szuranie butów po podłodze.
- Niall, nie! Zostaw te ciastka! One są dla gości! – szelest wyrywanej sobie z rąk papierowej paczki zagłuszył jęki blondyna – Za chwilę będzie kolacja, nie zgłodniejesz…
- Harry! – łup! Ktoś jęknął z boleśni i niezadowolenia – Ubierz spodnie i… i  majtki też. Kobieta w domu!
Na początku słysząc to wszystko byłam kompletnie zdezorientowana i nie wiedziałam co zrobić. Jednak z każdą chwilą to wszystko stawało się coraz zabawniejsze. W końcu zaczęłam chichotać wyobrażając sobie, co dzieje się teraz na górze.
Kilka chwil później na parter zbiegł Liam, który z wielką ulgą podszedł do mnie i pomógł mi zdjąć płaszcz. Dyszał ciężko, a jego policzki przybrały bardziej różowy odcień.
- Bardzo cię za to przepraszam za to wszytko, naprawdę nigdy się tak nie zachowuję… Musiałem tylko trochę ogarnąć…
-Chłopaków? – uniosłam brew do góry na co chłopak ze śmiechem pokręcił głową.
W tej chwili pojawił się Niall. Jak gdyby nigdy nic zamierzał wkroczyć do kuchni kiedy jego wzrok spotkał się z moim. Momentalnie zesztywniał i jeszcze szerzej otworzył oczy.
- Cześć Niall – przywitałam się pierwsza chcąc przerwać głuchą ciszę jaka panowała między nami.
- No.. he.. hej – wyjęczał nerwowo masując się dłonią po karku.
 Nagle na zdenerwowanego Horana wpadł Zayn, który już chciał przemówić mu do rozsądku, kiedy zobaczył mnie z Liamem, który dla otuchy oplatał mnie ramieniem.
- Agnes! – wyszczerzył się i pomachał do mnie – Jak miło cię widzieć!
W tym samym czasie dołączył do nas Harry, który zareagował na moje przyjście najbardziej normlanie. Uśmiechnął się lekko i przywitał się krótkim cześć. Liam jeszcze bardziej wzmocnił uścisk i przybliżył się do mnie. Chyba czuł, że trochę się denerwuje, bo zaczęłam się trząść.
- Obiecałem, że sprowadzę Agnes? – zaśmiał się – I proszę, ja słowa zawsze dotrzymuje.
Chłopcy obdarzyli mnie wesołymi spojrzeniami. Nie wiedząc co powiedzieć lekko się uśmiechnęłam. 
- Zawsze tak reagujesz na nowe znajomości? – zaśmiał się Zayn widząc moje zachowanie.
- Nie.. nie wiem – zająkałam się, na co mulat zaśmiał się tylko.
Wtedy do przedpokoju wparował Louis z grobową miną. Wyciągnął przed siebie kilka marchewek przewiązanych czerwoną wstążką.
- Co ty wyprawiasz? – szepnął Harry.
- Marcheweczki dla ślicznej panieneczki! – wyrecytował wręczając mi ów bukiet. Widząc szczery uśmiech na twarzy chłopaka cały strach po prostu zniknął.
Wzięłam od niego bukiet kwiatów nie mogąc przestać się uśmiechać. Pozostali patrzyli po sobie z lekko zdezorientowanymi minami. Zayn miał zaś taką minę jakby zaraz miało mu się wymsknąć coś w stylu kobiecego Awwww…
- Ludzie, kolacja! – jęknął Niall łapiąc się za brzuch. Harry palnął się w czoło i pobiegł do kuchni mamrocząc pod nosem, że musi coś jeszcze przyprawić.
- Zapraszamy do stołu – Liam popchnął mnie lekko w plecy i wraz z chłopcami udałam się do jadalni. Cała zastawa była już rozłożona, paliły się świeczki a wokół unosił się zapach pieczonego kurczaka. Wkrótce Harry przyniósł swoje arcydzieło wszyscy bez słowa zabrali się do jedzenia.
- To jest przepyszne – jęknęłam delektując się kawałkiem kurczaka z warzywami. Styles zrobił taką minę jakby od zawsze doskonale o tym wiedział, po czym uśmiechnął się nieznacznie pokazując dołeczki w policzkach.
Kiedy kolacja powoli dobiegała końca, a na stole znalazł się deser, w postaci tiramisu, stwierdziłam, że to odpowiedni moment, żeby podarować chłopakom prezent od  kuzynki. W końcu po to tu przyszłam…
Trzymając segregator na kolanach lekko odkaszlnęłam czym zwróciłam swoją uwagę całej piątki. Uśmiechnęłam się nieśmiało i przemówiłam:
- Po pierwsze dziękuję wam za zaproszenie na kolację, jesteście wspaniali. Poza tym podczas pierwszego spotkania nie zachowałam się tak jak powinnam i bardzo mi przykro z tego powodu…
- Daj spokój – machnął rękę Louis – Zdajemy sobie sprawę, że mogłaś być w lekkim szoku.
- Mimo wszystko bardzo was za to przepraszam. – uśmiechnęłam się i kontynuowałam – Myślę, że możemy zacząć od nowa. Jestem Agnes i przyjechałam tu z Polski na wymianę uczniowską za Hilary.
- Hmm, Hilary… – Lou trącił w bok Zayna, który przygryzł wargę, a chwilę potem oddał przyjacielowi ze zdwojoną siłą. Posłałam chłopakowi mordercze spojrzenie i wróciłam do opowieści.
- Londyn jest naprawdę pięknym miastem, a wy najlepszą rzeczą jaka mnie do tej pory spotkała… i pewnie spotka.
Chłopcy posłali mi czułe spojrzenia na co tylko się roześmiałam. Byli naprawdę uroczy. Wszyscy, bez wyjątku.
- Ale mam co dla was – wyciągnęłam nad stół segregator i podniosłam wyżej – To jest prezent od mojej kuzynki, która jest waszą wielką fanką i poprosiła mnie, bym wam to wręczyła. Więc proszę chłopcy!
Oddałam prezent Liamowi, który z iskrzącymi się oczami zaczął go przeglądać. Wokół niego gniotła się reszta, która co chwilę komentowała, „A pamiętacie to?!”,Ooo! To jeszcze za czasów X Factor” i tak dalej, i tak dalej.
- Wow – jęknął Zayn i przeniósł wzrok na mnie – To jest naprawdę piękne. Twoja kuzynka zawarła tu wszystkie nasze wspomnienia… Lepszego prezentu jeszcze nie dostaliśmy.
- Musimy jej się jakoś odwdzięczyć – wykrzyknął Niall – Lou, biegnij po to wielkie zdjęcie.
Chłopak poderwał się z miejsca, chwilę potem wrócił z dużym zdjęciem chłopaków i markerem w dłoni. Chłopcy napisali specjalną dedykację i podziękowania oraz złożyli swoje podpisy. Potem plakat został wręczony mnie, bym mogła przekazać go dalej.
- Wiem co możecie jeszcze zrobić – zaśmiałam się wyjmując z torebki komórkę – Powiecie jej coś miłego?
Chłopcy bez najmniejszych oporów ustawili się pod ścianą. Zaśpiewali fragment WYMB, a potem podziękowali za wszystko, wykrzyczeli, że ją kochają i jest najlepszą fanką na świecie. Kiedy tak kręciłam ich wygłupy trochę się wzruszyłam, ale nie dałam tego po sobie poznać. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Po kolacji, kiedy wszyscy rozeszli się do swoich spraw, chciałam pomóc Liamowi posprzątać po posiłku, ale ten stanowczo zaprzeczył. Zdziwiona posłałam mu pytające spojrzenie, a ten tylko wskazał głową na schody, prowadzące na piętro.
- Idź już lepiej do niego – uśmiechnął się i odwrócił mnie przodem do stopni – Będzie dobrze, wierzę w ciebie.
Wzięłam leżący za drzwiami kosz ze słodyczami i poprawiłam okulary na nosie (które miałam na sobie cały czas, z uwagi na chłopców) i pokierowana przez chłopaka weszłam na górę po czym skierowałam się do odpowiednich drzwi.
Wzięłam głęboki oddech i zapukałam. Zero reakcji. Z pomieszczenia wydobyły się ciche akordy gitary. Postanowiłam zaryzykować i ostrożnie przekręciłam gałkę drzwi i weszłam do środka. W pokoju panował półmrok, a Niall siedział na łóżku  gitarą w ręce. Jego głowa była pochylona, a usta zwężone – jakby się nad czymś zastanawiał. Palce błądziły po strunach.
Zrobiłam jeszcze jeden krok i zahaczyłam stopą o wystającą krawędź szafki. Jęknęłam cicho próbując nie krzyknąć na całe gardło. W tym samym momencie Niall podniósł głowę i skierował na mnie swoje błękitne tęczówki.
- Cześć – szepnęłam błądząc oczami po pokoju, mając nadzieję, że przez szkła nie widać mi oczu. Za plecami chowałam swój prezent, a ręce trzęsły mi się niemiłosiernie.
- Cześć – jego ciepły głos rozniósł się dźwięcznie po pokoju. Łóżko zaskrzypiało, a potem drewniana podłoga. Niall zbliżył się do mnie i stanął kilka centymetrów przede mną – Przy mnie nie musisz się wstydzić.
Zamknęłam oczy kiedy jego dłonie delikatnie chwytały za oprawki moich okularów. Otworzyłam je po chwili. Pierwsze co zobaczyłam to jego uśmiech. Pogodny, miły, serdeczny…
- Yy… bo ja.. – zaczęłam się jąkać zupełnie zbita z tropu jego zachowaniem. Zupełnie inaczej to planowałam.  – Mam coś dla ciebie…
- Tak? – był wyraźnie zaskoczony – Z jakiej okazji?
- Bo wiesz.. wtedy, te kilka tygodni temu, kiedy mnie uratowałeś ja nawet ci nie podziękowałam…  tak zwyczajnie mnie uratowałeś  nie patrząc na nic… Gdyby nie ty, nie wiem co by się stało – wskazałam na swoje oko. Nie wiedziałam jak ubrać w słowa to co kotłowało się we mnie przez tren cały czas. Nawet nie miałam odwagi patrzeć mu w oczy.
Wyciągnęłam przed siebie kosz i pierwszy raz popatrzyłam mu w jego niebieskie tęczówki. Kryło się w nich ogromne zdziwienie, ale wydawało mi się, że i radość.
- Po prostu, dziękuję… Tylko na tyle mnie stać.
Niall wziął ode mnie prezent, patrzył na niego chwilę. Na jego twarzy zaczął malować się coraz większy uśmiech.
- Ja… nie wiem co powiedzieć – wydusił w końcu – Nie musiałaś.
- Ale bardzo chciałam – uśmiechnęłam się do niego – Zdaję sobie sprawę, że taka zwykła, szara, ja mogła cię nie obchodzić…
- Zrobiłem to bo chciałem – już chciałam otwierać usta, ale chłopak mi przerwał – I taka jest prawda. Naprawdę dziękuję za prezent, nie spodziewałem się… Skąd wiedziałaś, że to wszystko, to moje ulubione słodycze?!
- Miałam małych pomocników – zaśmiałam się na wspomnienie z dzisiejszego popołudnia.
- Chyba się domyślam – puścił mi oczko. Stanął chwilę bez ruchu i obejrzał mnie z góry do dołu – Hm.. może się rozgościsz?
Zdziwiona jego propozycją niepewnie pokiwałam głową i weszłam głębiej.  Moją uwagę od razu przykuła komanda, na której gniotły się ramki ze zdjęciami. Wszystkie przedstawiały chłopaków. W tym czasie Niall zajmował się swoich prezentem.
- Po co ci tyle waszych zdjęć? – spytałam kiedy chłopak podszedł do mnie zajadając się batonikiem.
- Zbieram wszystkie nasze wspólne wspomnienia. Kiedy zespół się rozpadnie chciałbym mieć coś, co przypomniałoby mi o wspólnie spędzonych chwilach. – westchnął smutno – Wiem, że drugich tak wspaniałych ludzi nie będzie mi dane w życiu spotkać. . Dlatego chcę żeby zostało mi po nich jak najwięcej.
- Wiesz co? – zagadnęłam przyglądając się kolekcji blondyna z lekkim uśmiechem – One Direction tak szybko nie przestaną istnieć, a pamięć o nich nie zniknie…
- Tak myślisz?
- Wiem to – odwróciłam się w jego stronę i spojrzałam w oczy. W sercu czułam dziwne ciepło na myśl o tej piątce, które rozpierało mnie od środka – W końcu ja będę o was pamiętać. Zawsze…

Wróciłam do domu wczesnym wieczorem. Na szczęście zastałam tylko pana Teda, co przyjęłam z wielką radością. Bałam się, że Mike będzie chciał wyjaśnień. Dlaczego? Po co? Na co?
Z wielkim uśmiechem odłożyłam bukiet od Lou na stole w kuchni, a torbę rzuciłam na schody. Zaważyłam, że w ciągu tego jednego dnia uśmiechałam się więcej, niż podczas kilku poprzednich tygodni. To oni tak na mnie wpływali…
Zadowolona z udanego dnia udałam się do salonu, gdzie Ted oglądał jakiś program polityczny. Z barku zajęcia przyłączyłam się do niego, a po chwili dyskutowaliśmy na tematy poruszane w telewizji.
- Jestem! – krzyknął pół godziny po moim przyjściu Mike, który wparował do domu trzaskając za sobą drzwiami  i od razu kierując się do kuchni – Co jest na obiad?!
Jego ojciec nic sobie z tego nie zrobił, tylko pogłośnił odbiornik. Z kuchni słychać było pojękiwanie chłopaka, że zupa jest za słona.
Nagle Michael stanął w progu pokoju. Miał dziwnie wielkie oczy i bladą twarz. Spojrzałam na niego zdziwiona, a ten podniósł wyżej pęk marchewek.
- Co. To. Jest? – wyszeptał przerażony.
- No bukiet marchewek – jęknęłam znudzona wzruszając ramionami.
- Kto ci go dał?
-… Louis? – jęknęłam uśmiechając się lekko, unosząc oczy ku niebu.
- Louis? – otworzył buzię i jeszcze raz spojrzał na warzywa.
Pokiwałam głową zniecierpliwiona nie widząc o co mu chodzi. Znowu…
- Louis?!
- Tak…
- Ten Louis Tomlinson?!
- Michael! Na miłość boską! – krzyknął pan Hampton podrywając się z miejsca i wymachując rękami – Ja tu próbuję oglądać! Wynocha do kuchni!
Mike jęknął i pomachał do mnie, bym do niego podeszła. Westchnęłam podnosząc się z kanapy i poczłapałam za nim do kuchni. Kiedy tam dotarłam chłopak stał oparty o blat i ze skrzyżowanymi rękami wbijał we mnie mordercze spojrzenie.
- Skąd to masz? – wycedził przez zęby.
- Od Lou! – warknęłam – Przecież mówię to już po raz ósmy!
- Jakim cudem!?
- Spotkałam Liama i Louisa w mieście i zaprosili mnie na kolację. – wzruszyłam ramionami – Więc czemu miałam nie skorzystać? Przy okazji podziękowałam Niallowi za uratowanie i spróbowałam specjałów Harry’ego.
-Ooo! Jak miło, że ja też mogłem tam z wami być – jęknął udając obrażonego. – Wielkie dzięki, naprawdę!
- Chłopcy mówili, że to z tobą załatwią. Och, proszę, nie mów, że się gniewasz. Możesz spotkać się z nimi codziennie, a ja nie. I wreszcie się uśmiechnęłam – dzięki nim – doceń to!
- No dobra… wybaczę wam, ale pod jednym warunkiem – zaśmiał się cwano i zwinął ze stołu marchewki. – Będę mógł zjeść tę oto marchew.
Zaśmiałam się kiwając głową. Podbiegłam do chłopaka i wyrwałam mu bukiet.
- Nie ma mowy! To jest mój pierwszy bukiet od chłopaka, więc nie dam go nikomu zjeść!  - krzyknęłam uciekając do pokoju, a Mike ze śmiechem ruszył za mną.

(…)

Wracałam ze szkoły, w piątkowe popołudnie, w całkiem niezłym humorze. Nauczyciele zlitowali się nad nami i zadali mało pracy domowej, a ja wreszcie mogłam odpocząć od wszystkiego i przede wszystkim porządnie się wyspać! Na samą myśl o spokojnym śniadaniu w południe uśmiech sam wszedł na moją twarz.
Szłam zamyślona przez dzielnicę ze sklepami odzieżowymi. Była to spokojna dzielnica, którą skracałam sobie znacznie drogę do domu. Nagle usłyszałam za swoimi plecami stukot butów i piski. Odwróciłam się i ujrzałam biegnące „stado” rozkrzyczanych dziewczyn.
Zatrzymałam się. Przełknęłam głośno ślinę. Szybko przenalizowałam co mogło sprawić, że tyle nastolatek mknie tą dzielnicą. Gdy nagle – światełko! One Direction! Właśnie dzisiaj miała wychodzić jakaś specjalna kolekcja ubrań i akcesoriów z ich wizerunkami. (Mike oczywiście przywiózł całe pudło tych rzeczy do domu i kazał mi w tym chodzić… do szkoły…)
Dlaczego akurat dzisiaj?! Zaklęłam w myślach. Zamknęłam oczy i wyprężyłam się. Miałam nadzieję, że dziewczyny okażą trochę miłosierdzia i po raz drugi mnie nie stratują. Czekałam, dosłownie, na jakiś cud.
Gdy nagle poczułam jak ktoś ciągnie mnie za kołnierz od kurtki z ogromną siłą. Poddałam się nieznanej sile. Przeskoczyłam kilka schodków, a potem poczułam ciepłe powietrze otulające moją twarz. Gdzieś w oddali zabrzmiał dzwonek. I ten przyjemny, znajomy zapach…
- Wszystko w porządku? – otworzyłam oczy. Przede mną stała dziewczyna z ogromnymi brązowymi oczami, malinowymi ustami i prostymi włosami sięgających łopatek.
- Na szczęście, dzięki tobie, już tak – zaśmiałam się lekko speszona. Po raz kolejny ktoś musiał mnie ratować przed wściekłymi fankami.
Okazało się, że moja bohaterka wciągnęła mnie do jakiegoś francuskiego sklepu z odzieżą.
- To jest Londyn – Stolica One Direction. Musisz uważać trochę bardziej.
- Zdążyłam się już o tym przekonać – mruknęłam wracając pamięcią do naszego pierwszego spotkania – To już mój drugi raz…
- To oko to ich wina? – spytała z lekkim uśmiechem na co pokiwałam głową – Uuuu…
- Na szczęście w pobliżu zawsze znajduje się ktoś, kto ratuje mnie z opresji – zaśmiałam się. – A tak w ogóle jestem Agnes.
- Monique, naprawdę miło cię poznać – uścisnęłyśmy sobie dłonie. Dziewczyna wydała mi się bardzo znajoma więc wytężyłam wzrok.
- Przepraszam, że pytam, ale czy nie chodzimy przypadkiem do tej samej szkoły?
- Czekałam aż o to zapytasz. Tak! Mamy razem kilka lekcji.
- Jeszcze dziękuję, dzięki takim ludziom świat naprawdę jest lepszy – puściłam do niej oczko.
Ta tylko się zaśmiała i zaczerwieniła. Zaczęłyśmy chwilę rozmawiać. Dzięki temu, że Moni postanowiła przyjść dzisiaj na małe zakupy moje drugie oko nadal było w całości. Poza tym złapałyśmy wspólny język i śmiało mogłam powiedzieć,  że mam w Londynie 2 dobre znajome. Oj, przepraszam! Jeszcze 5 cudownych kolegów.
- Masz jakieś plany na weekend? – spytała brunetka kiedy opuszczałyśmy sklep, pewne, że żadna niespodzianka nas już nie spotka.
- Nie! I bardzo się z tego cieszę. Będę nic nie robić i to najlepszą rzecz jaką człowiek zdołał wymyślić – zaśmiałam się widząc minę dziewczyny, która oznajmiła mi wcześniej, że wybiera się w sobotę do klubu.
Gdybym tylko wiedziała jak bardzo mijam się z prawdą…




***

Zmaściłam! Przyznaję się otwarcie, że zawaliłam po całości i jest mi z tego powodu cholernie przykro!
Na swoje usprawiedliwienie powiem, że Liceum zabrało mi czas na wszytko. Mogę się jedynie uczyć, a na największa pasję - pisanie - nie mogę już sobie pozwolić.
Nawet sobie sprawy nie zdajecie jak to boli. Kiedy chcesz coś napisać, stworzyć, ale nie możesz...

Widzę, że rozdział się w sumie podobał. FAJNIE, że ktoś odważnie wyraził swoją opinię na jego temat w formie ":(". Jeszcze FAJNIEJ byłoby gdyby napisał co mu nie pasuje. Wtedy mogłabym zmienić swój styl, sposób pisania i się poprawić... A nie mogę tego zrobić jak nie wiem w czym jest problem.

Szkoda, że tak mało komentarzy, chyba nigdy nie przekroczymy magicznej liczy 3... Ale trudno. 
NIE PISZĘ DLA STATYSTYKI I CIESZĘ SIĘ Z KAŻDEGO KOMENTARZA I GŁOSU W SONDZIE. POKAŻCIE, ŻE CZYTACIE - ZRÓBCIE MI MAŁY PREZENT :)

Nowy rozdział? - licho wie! 
Żartuję! Postaram się dodać w weekend lub 2 - 3 dni po...
Trzymajcie kciuki żeby się udało! :)


A tu macie zdjęcie, dzięki któremu powstała scena z bukietem marchewek :)



5 komentarzy:

  1. Okropnie mi się odcinek Podoba!!:D
    Nialler jest słodziutki! :D A Lou to dopiero ;D I jego bukiet z marchewek :D Świetny odcinek! :D
    Czekam na NN ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobry odcinek, fajny masz styl pisania i bardzo przyjemnie się go czyta. Jeżeli chcesz, żebym napisała co mi się nie podobało, to na razie jedyną rzeczą jest zdjęcie głównej bohaterki w zakładce bohaterowie, gdzie ma tzw. znak 'ok' wokół oka. Cóż, jeżeli możesz zapoznaj się z tym i sama zdecyduj co zrobić :) :
    http://radtrap.wordpress.com/2010/07/27/pierwszy-samouczek-dla-niedowiarkow/

    OdpowiedzUsuń
  3. Uwaga, uwaga przekraczam barierę: Czwarty komentarz, Taa Daaaam! :D
    Czekam z niecierpliwością na nową notkę <3

    OdpowiedzUsuń