niedziela, 26 sierpnia 2012

Rozdział 2 "One Direction. W końcu nie wiadomo kiedy ich spotkam."

           Obudził mnie hałas dobiegający zza okna. Co chwilę jakieś samochody przejeżdżały przez ulicę nie dając mi spać. Kto buduje się w takiej dzielnicy?! Zakryłam głowę poduszką chcąc jeszcze trochę pospać kiedy… nagle mnie olśniło!
Mój Boże! Wymiana! Szkoła! Zerwałam się z łóżka jak oparzona i pognałam do łazienki. Każdy włos odstawał w inną stronę, oczy miałam podpuchnięte, a twarz bladą jak ściana. Zużyłam chyba pół opakowania lakieru myjąc jednocześnie zęby. Nawet nie zadbałam o makijaż. Wyciągnęłam z szafy sukienkę i dżinsową katanę – tylko one wyglądały po podróży w miarę znośne, a na nogi wsunęłam botki.
Wpadłam do spokoju Hilary. Przecież były mi pogrzebne jakieś książki. Zgarnęłam z biurka podręcznik do angielskiego, fizyki i matematyki. Z niemałym trudem zasunęłam torbę, w której mieścił się jeszcze segregator dla One Direction. W końcu nie wiadomo kiedy ich spotkam. Wolałam być ubezpieczona.
Zbiegłam na dół łapiąc niemałą zadyszkę. Państwo Hampton byli już chyba w pracy, co wywnioskowałam z głuchej ciszy  panującej w domu.  Chwilę plątałam się bez celu kiedy dostrzegłam, że drzwi na taras są otwarte, a na fotelu siedzi Michael.
Zdenerwowana podeszłam do niego i nim zdążyłam cokolwiek zrobić chłopak mnie uprzedził.
- Dzień dobry księżniczko! – zaśmiał się – Jak się spało?
- Proszę?! – prychnęłam – Czy wiesz która jest godzina?!
- Noo.. – spojrzał na wyświetlacz telefonu – Dokładnie to 8:56
- A lekcje zaczynają się od 8! Bardzo miło będzie się spóźnić w pierwszy dzień. Naprawdę!
Mamrotałam pod nosem przekleństwa machając rękami a on jak gdyby nigdy nic dopił swoją poranną kawę i przeciągnął się leniwie. I na dodatek miał na sobie tylko bokserki i sprany podkoszulek.
- Nie powiedziałem ci, że przez tydzień nie musisz chodzić do szkoły?
Umknęło ci to! – prychnęłam zakładając ręce na piersi.
  - Dyrektor dał mi tydzień żeby zapoznać cię z Londynem. Co za tym idzie ty też masz wolne żeby się zaaklimatyzować. Fajnie nie?
Usiadłam zrezygnowana obok niego załamując ręce. Czyli to wszystko było niepotrzebne? Śpieszyłam się na marne?! Uhh!! Jedne co mnie pocieszało było to, że nie musiałam pokazywać się w takim stanie publicznie.
- Widzę, że już się ubrałaś, więc mogę cię zabrać na prawdziwe londyńskie śniadanie.
- A co z tobą? – obejrzałam od góry do dołu.
5 minut – wyszczerzył się po czym wstał i wszedł do domu zostawiając mnie samą na tarasie.
Jak Michael mówił tak rzeczywiście było. Nim się obejrzałam już stał przede mną ubrany w dżinsy, kolorowy T-shirt i trampki. Zręcznie pomógł mi wstać i ruszyliśmy na miasto.
Pierwszy przystankiem był jakiś bar gdzie Mike zamówił dla nas jajecznicę na bekonie oraz grzanki, do tego sok pomarańczowy. Może nie jadam czegoś takiego na co dzień, ale w sumie było dobre. Od razu jednak go uprzedziłam, że tak jadać codziennie nie będziemy!
Potem przeszliśmy na jakiś plac gdzie widać było Big Ben i London Eye. Patrzyłam na to wszystko jak urzeczona. Wiele razy widziałam je na pocztówkach czy w Internecie. Ale na żywo to zupełnie coś innego.
- Napatrz się ile możesz, bo zanim wskoczysz do kabiny na London Eye to trochę minie – moją magiczną chwile przerwał Michael śmiejący mi się za plecami.
- Co masz na myśli? – spytałam unosząc jedną brew.
- To, że potraktuj te atrakcje jak wisienkę na torcie. Te wszystkie mosty zwodzone, Pałac, Parlament, Big Ben są spoko. Ale to drobnostka, takie rzeczy przyjeżdżają zwiedzać lamusy, których nie stać na chwilę uwagi w… muzeum!
- Czy ty sugerujesz, że… - zaczynałam rozumieć jego tok myślenia.
- Dokończ kochana!
- Że najpierw wynudzisz mnie po muzeach, a dopiero potem pozwolisz mi zasmakować odrobiny atrakcji?
- Oj tam zaraz wynudzisz! – przemówił oczami. – Byłaś kiedyś w jakimś londyńskim muzeum? – pokręciłam przecząco głowa – No widzisz! Najpierw obejrzyj potem narzekaj. Jeśli będziesz miała czelność!
Pociągnął mnie za rękę podążając do pierwszego muzeum. Przyznam szczerze, że myliłam się. Kiedy tylko weszliśmy do pierwszego pomieszczenia nie mogłam napatrzeć się na rzeźby współczesnych artystów. Były też obrazy i inne antyki. Z dawnych czasów jak i tych najnowszych.
Zwiedziliśmy 3 muzea co zajęło nam ponad 5 godzin. Zmęczona, ale zadowolona dałam się zaprowadzić na obiad. Poszliśmy do jakiejś restauracji, w której podawali fast food. Zamówiliśmy sobie po zestawie u usiedliśmy przy jednym ze stolików. Wnętrzne było zrobione ładnie i nowocześnie. Przez oszklone ściany można było obserwować przechodniów.
- Podobało ci się? – spytał Mike ruszając brwiami.
- Pewnie. Miałeś rację, wcale nie było nudno – chłopak zaśmiał się zwycięsko i spojrzał na mnie badawczo przyglądał mi się dobrą chwilę kiedy ja jadłam swoją kanapkę – Czemu się tak na mnie patrzysz?
- Zastanawiam się czemu masz krótkie włosy? Są nawet krótsze od moich.
- Bo nie lubię spędzać przed lustrem godziny na układaniu. Poza tym kiedy je ścięłam poczułam się taka… wyzwolona, nowa, niezależna. A co? Czemu pytasz?
Michael przekręcił głowę, ugryzł kęs hamburgera i wzruszył ramionami.
- Po prostu. Mało dziewczyn ma krótkie włosy. W ogóle jesteś inna niż dziewczyny tutaj.
Zamarłam w pół ruchu. Spojrzałam na niego pytająco.
- Inaczej się zachowujesz, masz inne gesty, mimikę twarzy, to spojrzenie. Nawet się dzisiaj nie pomalowałaś – sprytnie zauważył. Czyli, że aż tak źle wyglądam bez makijażu?!
- Zauważyłeś – bąknęłam siorbiąc colę. Ten tylko się zaśmiał co spowodowało, że jego gazowany napój podrażnił nos. Kichnął łapiąc się za niego.
- Masz może chusteczkę? – jęknął rozpaczliwie grzebiąc po kieszeniach. Gdyby tylko jadł jak człowiek to nie musiałby zużyć wszystkich serwetek.
- W torebce – przewróciłam oczami.  Mike sięgnął po nią i zanim znalazł paczkę wyciągnął wszystko co się w niej znajdowało na stół.
Kiedy doprowadził się do porządku zaczął z powrotem pakować moje rzeczy. W końcu trafił na segregator. Zaciekawiony odłożył resztę rzeczy. Uważnie mu się przyjrzał i pomachał mi nim przed nosem.
- Uuuu! Fanka? – śmiesznie poruszył brwiami.
- Uuuu! Nie? – jęknęłam – To jest mojej kuzynki. Kiedy dowiedziała się, że lecę do Londynu kazała mi to przekazać chłopakom. Może akurat gdzieś ich spotkam.
Michael chwilę przeglądał zawartość mówiąc, że dziewczyna sporo się napracowała i kosztowało jej to wiele czasu i poświęcenia. Ja stwierdziłam to już dawno.
- A wiesz, że One Direction często tu zagląda? – spojrzał na mnie znacząco. Aż dzwoniło mnie, że 18 – letni chłopak wie takie rzeczy.
- Uuuu! Fa…
- Zamilcz! – warknął, na co puściłam mu skrzywioną minkę – Po prostu często ich tu widuję i już.
- Dobra, dobra – podniosłam ręce w obronnym geście – Nie tłumacz się tak. Ale nie myśl, że będę tu przesiadywać żeby ich spotkać. Musiałabym coś zamawiać a co za tym idzie moje boczki i brzuch deczko by się zwiększyły.
Mike pokręcił tylko głową i dokończył swój posiłek. Potem i ja uporałam się z jedzeniem po  czym wyszliśmy z restauracji.
-To co? Do domu. – zarządził chłopak, ale ja zaprzeczyłam ruchem głowy.
- Chodźmy do parku. Widziałam tu niedaleko jakiś. Wyglądał naprawdę ładnie. Był duży, były ławki i fontanny.
- Nie chcę mi się – westchnął mój towarzysz – Może jutro albo pojutrze.
- To pójdę sama! – powiedziałam dumnie wypinając pierś do przodu.
- Nie boisz się? – zaciekawił się chłopak. – Ja wrócę do domu i kto cię potem przyprowadzi?
- Pamiętam jak szliśmy– w myślach powtórzyłam drogę jaka przebyliśmy i na potwierdzenie pokiwałam głową – Poradzę sobie jak nic. A poza tym mam komórkę, zadzwonię jakby coś.
- No nie wiem – Mike nie był przekonany.
- Proszę! – uśmiechnęłam się ładnie – jestem już duża, poradzę sobie.
- … No dobra! Ale masz dzwonić jakbyś nie mogła trafić. Przecież nie mogę cię zgubić już pierwszego dnia.
Przytuliłam chłopaka w podzięce i rozeszliśmy się. Przeszłam przez ulicę i trafiłam do parku. Zieleń była tam tak intensywna, że wydawała się nieprawdziwa. Wokół biegały dzieci próbując złapać motyle, ludzie siedzieli i czyli książki. Zupełnie coś innego niż miasto.
Postanowiłam przejść się pod największą fontannę, która była w centrum parku. Szłam uliczkami rozglądając się dookoła. Co chwilę przebiegały koło mnie grupy piszczących dziewczyn.  Patrzyłam na nie zaciekawiona, byłam ciekawa co może się tu takie dziać.
Po kilku minutach spaceru wyszłam na wielki plac na środku którego stała fontanna. Po jej lewej stronie było coś na kształt sceny, a wokół mnie gniotły się dziewczyny, które skakały i piszczały. Z sekundy na sekundę robił się coraz większy tłum.
Przestraszyłam się, nie wiedziałam w co się wpakowałam. Szybko zaczęłam się cofać, ale wpadłam na kolejne osoby.
- Nie przepychaj się! – warknęła jakaś dziewczyna odpychając mnie.
- Przepraszam ja… - jęknęłam kompletnie zagubiona. A mogłam nie wybierać się tutaj. Wyszłoby mi to tylko na dobre. Mike miał rację…
Nie miałam już możliwości wyjścia. Tłum był tak wielki, że nie miałam najmniejszych szans. Ludzie napierali na mnie z taką siłą, że traciłam oddech. Czułam, że tonę pod ich ciałami.
- Przepraszam, chciałabym wyjść – próbowałam jakoś wyjść, ale spotkałam się tylko z dziwnymi spojrzeniami.
Nie dawałam jednak za wygraną. Odeszłam kawałek od sceny, ale tam było jeszcze gorzej. Każdy chciał być jak najbliżej. Na dodatek widok zasłaniały mi jakieś kartony.  Poczułam jak łzy stają mi w oczach. Ktoś znów mnie odepchnął i weszłam w jeszcze większy tłum. Ludzie nagle zaczęli skakać i krzyczeć. Ktoś przycisnął mnie tak, że przygniótł mi płuca. Złapałam się za pierś,  nagle poczułam ogromny ból oka.  Zatoczyłam się kilka razy, a potem zrobiło mi się jakoś tak lepiej, błogo.  Czułam, że moje nogi stają się lekkie, a mój umysł odpływa.
Potem była już tylko ciemność…


***

Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero teraz. Przez 2 tygodnie byłam odcięta od internetu. Terasz wracam i już Was tak szybko nie opuszczę! :)

Wreszcie mnie olśniło jeśli chodzi o dedykację na górze bloga. Wiem, że za długo z tym zwlekałam, ale nie byłam pewna czy coś tak marnego można zadedykować tak wspaniałej dziewczynie <3

Dzięki sondzie dowiedziałam się ile osób tak naprawdę(?) czyta mój blog. Nie wiem czy ktoś robił sobie tylko żarty czy rzeczywiście jest Was więcej niż wskazuje na to liczba komentarzy. Przecież jak nie chcecie się podpisywać zawsze można napisać jako anonimowy...

JEŚLI CZYTASZ - SKOMENTUJ! 
TO NIC NIE KOSZTUJE, A MNIE SPRAWIA NIEWYOBRAŻALNĄ RADOŚĆ! 

     

poniedziałek, 6 sierpnia 2012

Rozdział 1 "Zanim zrobisz herbatę zagotuj wodę!"

     
              - Nadal nie mogę uwierzyć, że lecisz do Anglii! – krzyknęła Justyna próbując przekrzyczeć hałas panujący na lotnisku.
              - Tak – przytaknęłam – To niewiarygodne. Nie mogę uwierzyć, że pani Nowak wybrała właśnie mnie.
- No właśnie! Przecież nie masz najlepszych stopni, a po angielsku porozumiewasz się jako tako – kuzynka zaczęła wyliczać – Pamiętasz jak zapomniałaś jak jest „Najpierw skręć w prawo, a potem prosto” kiedy jacyś obcokrajowcy pytali nas o drogę albo…
                - Skończ! – spiorunowałam ją wzrokiem, na co dziewczyna nerwowo poprawiła okulary na swoim nosie -  Możesz zapomnieć o pamiątce!
Dziewczyna udała obrażoną i odwróciła się ode mnie krzyżując ręce na piersi. Zaczęłam się śmiać, ale w głębi duszy lęk nie dawał o sobie zapomnieć. Leciałam do Londyny na wymianę uczniowską. Zdana sama na siebie. Na ustach z językiem który szedł mi, będąc  szczerym, tak sobie. I miałam tam siedzieć przez 3 miesiące do wakacji! Bałam się, że sobie nie poradzę, że nie będę potrafiła zaaklimatyzować się w obym kraju.
Westchnęłam, co nie uszło uwadze mojej towarzyszce. Nieoczekiwanie przytuliła się do mnie i wyszeptała do ucha:
- Poradzisz sobie…
Uśmiechnęłam się do niej w podzięce i uwolniłam z uścisku. W tym momencie przybiegła mama trzymając w ręce mój bilet i jakieś papiery.
- Mam nadzieję, że wszystko jest. Tu masz bilet i paszport. A tutaj są dokumenty dla dyrektora tamtej szkoły. – jej oczy się zaszkliły – Boże, dziecko! Ty masz tylko 16 lat!
- Przecież nie umiera! – zza pleców mamy wyjrzała Anka, moja starsza siostra – Powinniśmy się cieszyć, że może jechać do innego kraju i czegoś się nauczyć. Wyjdzie jej to tylko na dobre. Chwile bez mamy będą świetnym sprawdzianem samodzielności. Pamiętaj, że zanim zrobisz herbatę zagotuj wodę!
Przewróciłam teatralnie oczami, ale za chwilę zaczęłam się śmiać. Do odlotu zostało mi jeszcze trochę czasu, więc dziewczyny postanowiły rozluźnić atmosferę i zaczęły opowiadać jakieś śmieszne historie. Czas dzięki tomu płynął mi o wiele szybciej.
Nagle poczułam ogromny uścisk na brzuchu. Lekko mnie zamroczyło, a oczy zaszły mi łzami. Spojrzałam w dół, a tam stała moja młodsza kuzynka trzymając przy moim brzuchu wielki segregator.  Kiedy spostrzegła, że zwróciłam na nią uwagę uśmiechnęła się zwycięsko.
- Proszę daj to One Direction jak ich spotkasz! Proszę! – jęknęła podsuwając mi pod nos segregator.
- W porządku. Jeśli tylko ich spotkam przekaże, może uda mi się wyciągnąć od nich autografy – mrugnęłam do małej kartkując segregator. W środku znajdowały się zdjęcia, jakieś cytaty i Bóg wie jeszcze co. Jednym słowem było naprawdę grube. Eh, czego się nie robi dla kuzynki.
Dziewczyna uściskała mnie mocno, a potem reszta rodziny. Mój lot zbliżał się nieubłaganie więc wsadziłam prezent dla chłopaków do torby i zarzuciłam ją na ramię.
- Opiekujcie się Hilary! – krzyknęłam na odchodne. Moja „wymienniczka” okazała się niesamowitą dziewczyną. Świetnie się dogadywałyśmy i nie byłam zachwycona, że muszę ją opuścić. Za to ona była bardzo zła, że nie pozwolili jej odwieźć mnie na lotnisko.
 Skierowałam się do wyjścia ostatni raz spoglądając na najbliższych. Pomachałam im ostatni raz i zniknęłam w tunelu. Weszłam do samolotu i przy pomocy stewardessy usiadłam na swoim miejscu. Potem kazali nam zapiąć pasy, a samolot wystartował.
To był mój pierwszy lot, więc zacisnęłam ręce na pasie i zamknęłam oczy. Jednak bardziej niż lotu bałam się tego co zastanę po drugiej stronie morza. Żeby tylko było dobrze cisnęło mi się na usta.

***

Nerwowo spojrzałem na zegarek. Dochodziła już 18, a za pół godziny mama kazała nam być na kolacji. Jeszcze pomyśli, że zabrałem ją na szaloną przejażdżkę po Londynie.
Tak, moja mama myśli, że jestem nieodpowiedzialny, porywczy i spontaniczny. Dobrze, że na domysłach tylko się kończy. Jakby dowiedziała się co wyprawiam z chłopakami… ajć! Bardzo dobrze, że to tylko domysły, naprawdę bardzo.
Na tablicy pojawiło się ogłoszenie, że samolot wylądował, a pasażerowie odbierają bagaże. Podniosłem wyżej karton, na którym napisałem jej imię i nazwisko. Agnes Frych, Frysz? Te polskie nazwiska mnie kiedyś wykończą.
W końcu na horyzoncie zaczęli pojawiać się ludzie. A wśród nich ona. Kiedy zobaczyła mnie i tabliczkę uśmiechnęła się szeroko i przyśpieszyła kroku. Nie należała do najwyższych, ale za to posiadała pełne, kobiece kształty. Miała króciutkie, ścięte na chłopaka włosy w kolorze ciemnego blondu i ogromne niebieskie oczy. Tak, oczy miała naprawdę przepiękne. Były tak intensywne jak bezchmurne niebo, które nad naszym miastem zdarzało się naprawdę rzadko. Miała na sobie miętowe rurki, białą bluzkę i dżinsową kamizelkę (aż dziwne, że tak dobrze znam się na tym wszystkim. Zapamiętać! Mniej słuchać Hilary! Więcej przebywać w męskim gronie!). Wyglądała raczej słodko i uroczo niż seksownie. Może to i dobrze. Nie potrzeba nam tu jeszcze jedna sex bomba
- Witamy w Londynie! – powitałem ją od razu jak tylko się zbliżyła – Jestem Michael!
- Miło poznać! Mam na imię Agnes – uśmiechnęła się ściskając moją dłoń – A więc to ty jesteś bratem Hilary. Nie można zaprzeczyć.
- Czyżby – poruszyłem zabawnie brwiami po czym odebrałem od dziewczyny  walizkę – Co mamy w sobie takiego podobnego?
- No cóż – zaczęła kiedy szliśmy w stronę samochodu – Nie wiem czy będzie ci odpowiadać jak powiem, że jesteś uroczy jak Hilary.
- Jestem uroczy? – zacząłem się z nią droczyć. Chciałem zobaczyć na ile będziemy mogli sobie pozwolić. Czy będę ją mógł traktować jak siostrę? Chociaż chwilowo.
- Twoja siostra jak najbardziej, więc ty pewnie też– dziewczyna już chciała siadać za kierownicę. Zapewne zapomniała, że u nas obowiązuje ruch lewostronny. Zaśmiała się i obeszła samochód  – Skoro chciałeś to masz!
Wystawiła mi język po czym wskoczyła do auta. Bezczelna! Ale urocza jednocześnie. Wiem kto takie lubi… Uśmiechnąłem się pod nosem i usiadłem za kierownicą. Zapięliśmy pasy i ruszaliśmy.
Po 15 minutach byliśmy w domu. Przed bramką stali rodzice z ciastem w ręce. Widząc co wyprawiają uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło. Agnes tylko zachichotała. Wyszliśmy, a mama doskoczyła do mniej jak oparzona.
- Witamy na wyspach! Mam nadzieję, że będziesz czuła się u nas jak w domu. Możesz zawsze na nas liczyć. Upiekłam dla ciebie ciasto! – podała je zmieszanej blondynce i zaczęła ściskać – Tak bardzo cieszę się, że do nas przyleciałaś!
- Przepraszam cię za maniery mojej żony – tata uratował sytuację i wziąwszy ciasto zaprowadził naszego gościa do środka – ja jestem Ted, a moja zwariowana żona to Jennifer.
Mama stałą chwilę przed bramką ze zdruzgotaną miną. Podszedłem do niej śmiejąc się cicho.
- Spokojnie, kobieto! To tylko dziewczyna, taka jakich pełno tutaj. – uspokoiłem ją całując w policzek – Nie przestrasz jej od razu, bo ucieknie z krzykiem.
- Chciałam być tylko miła – zaczęła spuszczając głowę.
- Taaak – przytaknąłem – Lepiej chodźmy na kolacje. Na pewno poprawisz swoją reputację jak Agnes spróbuje twoich babeczek!
Mama zaśmiała się i razem weszliśmy do domu. Tam tata oprowadzał naszą lokatorkę po całym domu pokazując jej wszystko dokładnie i tłumacząc, że ma czuć się jak u siebie i niczym nie krępować. Zanim pozwoliliśmy jej iść do pokoju zjedliśmy kolację. Jak przypuszczałem Agnes nie oparła się babeczkom mamy i zjadła chyba z 6. Ojj, coraz więcej zalet w niej dostrzegam…
Potem pozwoliłem jej w spokoju zapoznać się ze swoim pokojem, rozpakować i odświeżyć. Dokładnie półtorej godziny potem zapukałem do jej drzwi.
- Mogę? – wychyliłem głowę zza drzwi. Dziewczyna siedziała po turecku na środku pokoju i przeglądała jakiś magazyn. Kiedy mnie zobaczyła odłożyła go i z uśmiechem pokiwałam głową.
- Jak ci się tu podoba – położyłem się obok niej dając ręce za głowę.
- Dom jest wspaniały i twoi rodzice też. Reszty nie zdążyłam jeszcze zobaczyć – po chwili i ona leżała na brzuchu patrząc na mnie ciekawie.
- Wszystko w swoim czasie. Na razie musisz się przyzwyczaić.
- Wiesz… boję się trochę. Tego wszystkiego. Nie mówię za dobrze po angielsku.
- Jak dla mnie idzie ci naprawdę znakomicie – przyznałem szczerze. Co prawda czasem zdarzały się jej błędy, ale nie były przeszkodą w komunikacji – Może opowiemy coś o sobie.
I tak przez pół godziny dowiedziałem się o niej kilku ciekawych rzeczy. Że ma 16 lat, zwariowaną rodzinkę. Że bardzo lubi długie spacery w świetle księżyca, czyta tylko romanse, płacze na każdym miłosnym filmie i ogólnie jest romantyczką. A ponad to może zjeść nieograniczoną ilość słodyczy (już wiem co będziemy robić w sobotnie wieczory). Jest bezczelna o czym zdążyłem się już przekonać, złośliwa jędzowata (mimo to i tak słodko i urocza), ale do życia nastawiona optymistycznie. Podobno nie lubi siebie, swojego ciała. Zupełnie nie wiem dlaczego…
- Jej aż mnie gardło boli – zachrypiała. Rzeczywiście opowiedziała mi o sobie naprawdę wiele. Wydawała się sympatyczna, teraz to tylko potwierdziła – Teraz ty!
- Nie lubię opowiadać o sobie – spiorunowała mnie wzrokiem – Ale dla ciebie zrobię wyjątek. Mam na imię Michael Tom Hampton i żyję na tym świecie 18 lat. Jestem starszym bratem Hilary, chodziliśmy do tego samego liceum, ale ja już skończyłem szkołę. Teraz mam rok przerwy i będę się tobą opiekował przez czas kiedy tu będziesz. Lubię uprawiać sport, golf chyba najbardziej. Lubię chodzić na kina i jeździć na desce. O wiele za dużo czasu spędzam z siostrą, bo umiem odróżnić kolor łososiowy od różu i wiem co to zalotka! Poza tym jestem chyba miły, pomocny i zabawny. Moje złe cechy? Zbyt szybko się poddaję, za dużo przeklinam i czasem potrafię przeholować na imprezie. No i jak sama stwierdziłaś jestem uroczy!
Agnes zaśmiała się turlikając po podłodze na co dałem jej stójkę w bok. Chyba to nie był taki zły pomysł z tą wymianą. Na początku miałem obawy. Bałem się, że przyleci tu jakaś pseudo dama, której będę musiał usługiwać, a tym czasem spotkałem prawdziwą księżniczkę (o ile mogłem tak powiedzieć).
Rozmawialiśmy do północy o wszystkim kiedy naszła mnie wprost genialna myśl. Musiałem podzielić się nią moją nową siostrą.
- Wiesz co? – mruknąłem masując jej ramienia
- Hmm? – jęknęła z przymkniętymi oczami
- Jesteś naprawdę fajną dziewczyną…


***

Po pierwsze: Dzięki, dzięki dzięki! Myślałam, że będzie gorzej, ale się udało.
Co prawda w końcu dotarło do mnie, że źle zrobiłam Spamując Wasze blogi. Jest mi strasznie wstyd. Było wiele innych sposobów żeby to zrobić. Pozostaje mi tylko prosić o wybaczenie.

Jeśli chodzi o rozdział to o One Direction jest tylko malutka wzmianka. Nie chciałam żeby od pierwszego rozdziału się poznali, zakochali i może jeszcze pocałowali. Wszytko po kolei. Muszę jakoś przedstawić główną bohaterkę i jej otoczenie.
I chciałabym zaznaczyć tu i teraz: AGNES JEST ZWYCZAJNĄ NASTOLATKĄ. :)

Rozdział number 2 pojawi się w piątek, ponieważ w sobotę wyjeżdżam nad nasz piękny Bałtyk i zabaluję tam przez 2 tygodnie. Nie chcę Was zaniedbywać dlatego dodaję w tak krótkich odstępach czasowych. Ale kto wie. Może nad morzem uda mi się coś napisać! :D

UWAGA!

Nie wiem czy mam Was informować czy nie. Teraz to robię, ponieważ nie wiem czy komentując poprzedni wpis tym samym stwierdziłyście, że jesteście już czytelniczkami czy nie. Jeśli tak to bardzo się cieszę! :)

Teraz jednak proszę o to żebyście napisały czy was informować czy też nie.  Możecie podać numer GG albo napisać, że tak, a ja będę wam pisać na blogu o nowościach.
I zachęcam Was żeby obserwować mojego bloga. Będzie mi naprawdę bardzo miło z tego powodu ;*

Pomóżcie mi! Jak mogę rozsławić bloga? Ma ktoś pomysł? 

Po prawej stronie jest SONDA! Jak macie ochotę zagłosujcie!