sobota, 15 września 2012

Rozdział 4 "Bo Niall jest za słodki!"

Wyszłam z domu chłopaków, ale Mike zniknął za rogiem. Nie było go może z 2 minuty. Przeprosił za to, że musiałam czekać i skierowaliśmy się w stronę jego samochodu.
Olśniło mnie kiedy schodziliśmy ze schodów. Przecież ktoś mógł nas przyłapać, paparazzi mogli czaić się wszędzie. I co wtedy? Wychodzimy z domu najsławniejszego w Wielkiej Brytanie boysbandu. Mike z miną jakby zrobił komuś kawał stulecia, a ja z podbitym okiem. Jestem naprawdę ciekawa jaką historię można z tego wysnuć…
- Ehym.. – Mike posłał mi pytające spojrzenie – Nie uważasz, że to trochę dziwne, jeśli ktoś przyłapie nas, że wychodzimy z domu One Direction? Nie jestem głupia. Wystarczy jedno zdjęcie i pach! Głupia plotka gotowa.
Chłopak zastanowił się chwilę po czym objął mnie ramieniem i mocno przyciągnął do siebie.
- A co jeśli wyjdziemy jako para? – poruszył śmiesznie  brwiami. Nie mogłam się nie zaśmiać.
Pocałował mnie  we włosy, a ja poddając się chwili uśmiechnęłam się mimowolnie i przymknęłam oczy rozkoszując czułym gestem mojego chłopaka.
Droga wydawała się ciągnąć w nieskończoność, miałam wrażenie, że szliśmy do auta dobre 20 minut. Dopiero kiedy znalazłam się w środku ochłonęłam. Ale wątpliwości i pytania zaczęły zalewać mnie jak rwąca rzeka.
- Znasz się z nimi? – to było główne pytanie, które męczyło mnie od początku. Widziałam jak na siebie patrzyli. Beztrosko, ciepło jak… bracia.
- Taaak… - jęknął. Był trochę zmieszany, że mi się do tego przyznawał – Jesteśmy przyjaciółmi.
- To dlaczego nie powiedziałeś mi tego wcześniej? – oburzyłam się. Jakby przyjaźń była czymś zakazanym albo nielegalnym – Przecież zrobiłam tam z siebie idiotkę – westchnęłam przypominając sobie swoje zachowanie – Gdybym wiedziała…
- Pamiętasz obiad w restauracji? – przytaknęłam głową – Próbowałem cię wtedy naprowadzić…
-  Mistrzynią kalamburów to ja nie jestem – warknęłam uderzając go w głowę – No, ale to i tak nic już nie zmieni. Opowiedz mi, proszę, jak się poznaliście!
Mike pokręcił głową jakby zastanawiał się od czego zacząć. Widać było, że wspomnienia nadal w nim żyły i wywoływały uśmiech na jego twarzy.
- To było 2 latat temu. Tom, mój kuzyn, poprosił mnie bym poszedł z nim na casting do X Factor. Zgodziłem się, bo był moim ulubionym kuzynem i lubiłem słuchać jak śpiewa. Na wszystkich akademiach to on był gwiazdą. Byłem dumny, że mam takiego kuzyna.  Kiedy ten skakał po scenie tuż po nim miał wystąpić Liam. Stał za kulisami blady i roztrzęsiony. Powiedziałem mu klika miłych słów i zapewniłem, że sobie poradzi. Tak też było. Zarówno jak i Tom przeszedł dalej. Wtedy zaczął mi dziękować i chciał się odwdzięczyć , ale ja nie chciałem od niego nic. Poprosiłem by się tylko starał wspiąć jak najwyżej, a ja będę w niego wierzyć. To go chyba ujęło za serce, bo zaczęliśmy dłużej rozmawiać i wymieliliśmy się numerami. Tom piął się coraz wyżej, a chłopaków połączyli. Byłem podczas każdego odcinka na żywo i wspierałem swoich 6 faworytów. W między czasie zapoznałem się z resztą zespołu, zżyliśmy się tak, że zaczęliśmy traktować się jak bracia. Już nie przechodziłem żeby wspierać Toma, a po prostu być z chłopakami. Niestety dobra passa kuzyna nie trwałą długo, bo odpadł po kilku odcinkach. Kiedy płakał na moim ramieniu i zarzekał się, że już nigdy nie zaśpiewa, my przyrzekliśmy sobie, że nie zerwiemy kontaktu i nie zerwaliśmy – westchnął – Mimo że chłopcy nie wygrali i tak zdobyli sławę, ale nie zmienili się ani trochę. Byłem z nimi od początku i wiem co mówię. A nasza przyjaźń trwa. Szkoda mi tylko Toma, tak bardzo lubił śpiewać…
Zasłuchana w opowieść przyjaciela nawet nie zauważyłam kiedy stanęliśmy pod domem.
- To znaczy, że Tom już nigdy nie zaśpiewał? – spytałam zanim wyszliśmy z auta.
- Niestety – wzruszył ramionami. Spojrzał na mnie z dziwną miną i zaśmiał się – Tylko pamiętaj! Nie zgubiłem cię i cały czas byliśmy razem!
Pokiwałam głową i wyskoczyłam z pojazdu. Lekko się zachwiałam, ale przy pomocy Mike’a znów stałam w pionie. Ostrożnie weszliśmy do środka po czym skierowaliśmy się do pokoju, gdzie byli państwo Hampton żeby powiedzieć im o swoim przybyciu.
Kiedy mnie zobaczyli o mało nie krzyknęli ze strachu.
- Dzieci! Co się stało?! – pani Jennifer podbiegła do mnie i zaczęła głaskać – Michael! Odpowiadaj jak cię pytam – warknęła
- Byliśmy tylko u chłopaków, wielkie halo – uśmiechnął się jak idiota.
- Mówiłam ci już tyle razy; ty jesteś dorosły, więc możesz sobie z nimi nawet kark przetrącić, ale Agnes nie narażaj na utratę zdrowia fizycznego jak i psychicznego!
- Co ty myślisz, że my tam robimy? – zbulwersował się syn.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć! – krzyknęła machając rękoma. Chłopak zaczął kręcić nosem i przewracać oczami. Kiedy kobieta była pewna, że nie patrzy, mrugnęła do mnie okiem. Zaśmiałam się przysłaniając twarz ręką.
- Oj mamo – zaśmiał się spostrzegając, że jednak wcale nie mówi tego poważnie – Wiem, że ich uwielbiasz.
- Tak, tak – pokręciła głową uśmiechając się – Są kochani i uroczy. Ale ja z wami po lekarzach nie będę jeździć jak sobie któryś coś zrobi!
Mike pocałował mamę w policzek, a ta zaprowadziła mnie do kuchni gdzie porządnie przyjrzała się mojemu biednemu oku.
- Nawet nie chcę wiedzieć jak to się stało – skrzyżowała ręce na piersi – Ale może trzeba z tym jechać do lekarza. Ted, skarbie! Chodź tu szybko!
Państwo Hampton oglądnęli mnie dokładnie po czym gospodarz stwierdził, że nie ma potrzeby zawracać głowy lekarzom takimi błahostkami. Gdzieś w Internecie wyczytał, że takie rany goją się najlepiej bez opatrunku, więc byłam zmuszona pokazać światu moje ohydne oko. Dostałam jedynie worek z lodem, który miał zmniejszyć opuchliznę oraz wielkie okulary przeciwsłoneczne dzięki którym mogłam trochę zatuszować sine oko. Chociaż i tak kolor śliwkowy wychodził poza obramówki okularów. Lepsze to niż nic.
- Będzie dobrze, wszystko powinno zejść za kilka tygodni – Ted poklepał mnie po głowie kiedy siedziałam na kanapie w salonie z workiem lodu przyklejonym do oka.
- Tygodni!? – jęknęłam na co mężczyzna tylko wzruszył ramionami – Jak ja się ludziom na oczy pokażę…
- Mike! Agnes! Obiad na stole – z kuchni słychać było krzyki Jennifer. Zrezygnowała wstałam i udałam się do jadalni. Tam zostałam już Michaela, który plądrował swój talerz jedząc tak jakby nigdy nie widział ziemniaków.
Zaczęłam dłubać w swoim posiłku lekko przybita wiadomością o stanie mojego zdrowia kiedy przed nosem wylądował talerz z ciastkami czekoladowymi. Spojrzałam zdziwiona na gospodynię.
- Może to jakoś poprawi ci humor – uśmiechnęła się pocieszająco, a ja widząc słodkości ostro wzięłam się za obiad.
- Ej! A ja to co? – upomniał się Miachel.
- Ty to się nawet nie odzywaj! Jestem wręcz przekonana, że jej oko to twoja wina! Albo Lou – on kocha takie żarciki. Albo Harry’ego! Ooo tak! Harry jak zejdzie się z Louisem to tylko się bać.
- A czemu nigdy nie oskarżysz na przykład Nialla?
- Bo Niall jest za słodki! – odpowiedziałam  z pełną buzią.                                                 
- Właśnie! – zawtórowała mi i zabraniając synowi dotykać ciastek wyszła.
Jedliśmy w ciszy. Po skończonym posiłku Mike posprzątał talarze po czym wrócił z dwoma kubkami herbaty. W tym czasie podsunęłam w jego stronę talerz ciastek . Popatrzył na mnie zdziwiony, ale po chwili uśmiechnął się.
- Przecież nie jestem taką złą siostrą! – zaśmiałam się sięgając po ciasteczko.

(…)

Minął tydzień zapoznawczy. W tym czasie zadomowiłam się w Londynie i nauczyłam korzystać z komunikacji miejskiej. Pamiętałam nawet na pamięć drogę od domu do kilku fajnych miejsc. Poprosiłam też Michaela żeby nie mówił nic o mnie chłopakom (nawet gdyby pytali, ale to i tak było nieprawdopodobne) oraz specjalnie ich do siebie nie zapraszał. Nadal miałam rumieńce myśląc o tym jak się u nich zachowałam. I jeszcze to przeklęte oko, które cały czas wyglądało jakby ktoś wcisnął mi na jego miejsce dojrzałą śliwkę. 
Nie byli mi oni potrzebni do szczęścia, a przynamniej tak sobie mówiłam. Dni mijały mi spokojnie, na zwiedzaniu zakątków miasta i starałam nie myśleć o tym jak to One Direction śmieje się ze mnie kiedy odstawiałam u nich cyrki. Wolałam sobie oszczędzić wstydu i zwyczajnie się z nimi nie widywać.
W końcu naszedł ten nieszczęsny dzień kiedy musiałam iść do szkoły. Jak zwyczajna londyńska nastolatka założyć torbę na ramię i iść. Mike zapewniał mnie, że ludzie w szkole są mili i widzą o mnie, więc będą mi pomagać. Nie wątpiłam…
Kiedy stanęłam na szkolnym korytarzu pierwsze co zrobiłam to zatkałam uszy od krzyku jaki na nim panował. Za chwilę ktoś minął mnie tak zgrabnie, że o mało nie upadłam. Dzieciaki gniotły się przy swoich szafkach, a jeszcze inny stali przy parapetach i rozmawiali. Rozglądałam się w poszukiwaniu pomocy, ale znikąd nie nadchodziła. Musiałam sobie radzić sama, jak zawsze…
Na lekcjach każdy nauczyciel przedstawiał mnie klasie po czym witana optymistycznym głosem przez innych siadałam w wolnej ławce. Tak też było na lekcji poprzedzającej lunch.
- Cześć, jestem Emma – dziewczyna z ławki wcześniej odwróciła się do mnie i wyciągnęła przed siebie dłoń. Miała zielone oczy i długie blond włosy. Wyglądała na miłą.
- Agnes – uścisnęłyśmy sobie dłonie. – Miło poznać, naprawdę… A co jeśli profesor nas przyłapie?
- Jest stary i zaczyna biegać w kółko kiedy się krzyknie pożar – zaśmiała się odwracając całkowicie w moją stronę. Przewiesiła ręce przez oparcie, a spojrzenie utkwiła we mnie. – Ty jesteś tą dziewczyną  z Polski? Za Hilary?
Pokiwałam głową.
- Znasz ją? – dziewczyna wzruszyła ramionami co oznaczało, że trochę – Jesteś pierwszą osobą, która mi się przedstawiła.
- Bo inni to ludzie wojny i granata – skrzywiła się – Ty wyglądasz na fajną dziewczynę, a trzeba poszerzać horyzonty, prawda? – pokiwałam głową – Z resztą opowiem ci wszystko podczas przerwy. A tak w ogóle. Co z twoim okiem?
- Mały wypadek. Nic poważnego – szybko zakryłam się książką widząc minę dziewczyny –Nie masz się co starać i tak ci nie powiem.
Zaraz po dzwonku ostatnie wyszłyśmy z klasy. Emma opowiadała mi o jakiś dziewczynach ze szkoły, z czego praktycznie nic nie rozumiałam. Potem weszłyśmy do stołówki. Blondynka pociągnęła mnie za rękaw i szepnęła bym szła z nią na równi, powoli.
- Po lewej kujony. No wiesz mówisz takiemu cześć, a on pierwiastek z 9 to 3. – popukała się w czoło – Metalowcy, hipisi, jacyś dziwni ludzie, których trudno zidentyfikować – wymieniała dyskretnie pokazując mi każdą grupę. Tym czasem zebrani wpatrywali się w nową z niemałą ciekawością. Chociaż zapewne bardziej interesowało ich podbite oko…
- A na samym środku siedzą nasi królowie.. – warknęła ze złością – Ach, ci wszyscy sportowcy i ich dziewczyny szkolne dziw… Cheerliderki (SPR). Myślą, że jak się naoglądali amerykańskich seriali to mogą Bóg wie co…
Spojrzałam na ich stoły. W sumie wyglądali normlanie. Jedyne co odróżniało ich od reszty to sportowe stroje.
- A ty? – zmieniłam szybko temat, bo Emma była widocznie zdenerwowana  – Należysz do jakiejś grupy?
- Ja? – zaśmiała się – Kochana! Ja jestem w grupie najfajniejszych ludzi w szkole.
Doszłyśmy do ostatniego stolika przy którym siedziało kilka dziewczyn i zaciekle o czymś dyskontowały. Albo się przesłyszałam albo usłyszałam coś o jakimś Harry’m.
- Cześć dziewczyny! – Em pomachała im, a na co te uczyniły to samo – To jest Agnes, przyjechała z wymiany uczniowskiej, z Polski. Sprawdziłam ją. Równa z niej dziewczyna.
- A czy jest nasza?! – spytała jedna z nich ściszając głos i pochylając się nad stolikiem.
- One Direction! – krzyknęła Emma. Uniosłam jedną brew zdziwiona jej zachowaniem – Neutralna.
- Ale o co chodzi – dopytywałam się. Szczególnie, że chodziło o mnie.
- Bo widzisz jesteśmy fankami 1D i prowadzimy takie małe kółko, fan club i jeździmy na koncerty – jej oczy aż świeciły jak o tym mówiła – Niektórzy skrajnie na nich reagują. Jedni piszczą, a drudzy się krzywią. A ty…
- Nie mam nic do tych chłopaków – wyjaśniłam od razu – Ale też nie kocham ich nad życie no wiecie. Nie jestem…
- Tylko nie mów psycho! – warknęła Emma.
- Przepraszam, nie chciałam tego powiedzieć – podniosłam ręce w geście obrony – Tylko chodziło mi o fankę, tak chciałam powiedzieć, że nie jestem fanką.
W końcu pozwoliły mi się przysiąść i zjeść drugie śniadanie. W tym czasie rozprawiały o tym, że Harry był w czwartek w klubie, ale po 15 minutach z niego wyszedł, bo ponoć zjawiła się jego była, a on nie chce mieć z nią nic wspólnego.  Totalna  paranoj… miłość do idola…
- Hej, Emma – zaczepiłam ją kiedy wychodziliśmy ze szkoły – A jak ty na nich reagujesz?
Dziewczyna poruszyła śmiesznie brwiami, dając mi znak żebym sama się przekonała.
- One Direction! – dziewczyna zaczęła skakać i piszczeć, tak, że ludzie którzy nas mijali pukali się w czoło. Powinno mim to przeszkadzać, ale nie. To było… pozytywne i chciałabym żeby już takie zostało.
Kiedy wracałam do domu przez duży plac zauważyłam, że wokół kręci się wielu naprawdę przystojnych chłopaków. Jeden  z nich właśnie szedł mi na spotkanie. Szkoda, że tuż przede mną szły inne dziewczyny. Wysokie, smukłe, z długimi włosami. Kiedy ten przechodził obok zaczęły figlarnie odgarniać włosy. Był coraz bliżej mnie. Ponieważ nie miałam czym machać zwyczajnie się uśmiechnęłam. Nigdy nie byłam dobra we flirtowaniu i nie wiedziałam co tak naprawdę powinnam zrobić. Ten o dziwo odwzajemnił gest i weselszym krokiem ruszył do przodu. Uśmiechnęłam się w duchu.
Odwróciłam się do tyłu, by spojrzeć na niego jeszcze raz kiedy wpadłam na kogoś. Od razu wróciłam na ziemię i spojrzałam na poszkodowanego.
- Przepraszam, bardzo nie chciałam, zamyśliłam się i… Louis?! – krzyknęłam na co chłopak tylko się uśmiechnął.
- Widzę, że nie próżnujesz – zaśmiał się po czym dostał ode mnie w ramię – Wybacz, może marchewkę na przeprosiny?
Rozwinął papierową torbę, która była wypełniona do połowy czystymi i obranymi marchewkami. Z grzeczności wzięłam jedną i zaczęłam chrupać. W sumie dopiero teraz uświadomiłam sobie, że byłam potwornie głodna.
- A ty tu robisz? – spytałam kiedy zajęliśmy się jedzeniem – Nie powinniście teraz, no nie wiem, nagrywać czy coś?
- Aktualnie mamy trochę wolnego. A teraz? Zrobimy zakupy - to znaczy Liam robi – chłopak rozglądał się po czym zaczął machać kiedy zobaczył przyjaciela na horyzoncie – Daddy, tutaj!
Po chwili pojawił się przy nas brunet obładowany torbami. Zaczął krzyczeć na Lou, że nie pomaga, ale kiedy zobaczył mnie trochę się rozweselił.
- Popatrz kogo spotkałem! Szła sobie ze szkoły i podrywała chłopaków!
- Ej! – warknęłam zakładając ręce na piersi co wywołało u chłopców śmiech – Ja tylko się do niego uśmiechnęłam.
- A wiesz, że uśmiech to najprostsza droga do męskiego serca – zaczął Louis zajadając się marchwią.
- Och, dajcie już spokój – poczułam jak moje policzki się rumienią.
- A tak w ogóle to cześć. Ciebie też miło widzieć – zaśmiał się Liam. – A jak twoje oko?
- Śliwkowe – zdjęłam okulary na co obydwoje wydali z siebie dziwny jęk – I przerażające, jak widać.
Staliśmy na palcu rozmawiając chwilę. Chłopaki mieli za złe, że dzwonili do nas, a Mike nie pozwolił im się ze mną spotkać. W duchu dziękowałam mu, że mnie posłuchał. Nagle mnie olśniło. Od dobrych 2 tygodni nosiłam w torebce segregator, który już dawno powinien wylądować u chłopaków.
- Wiecie co, ma m tu dla nas taki mały prezent – zaczęłam go wyciągać, ale Liam mnie powstrzymał.
- Dasz go nam wszystkim, na kolacji… Tak dobrze myślisz, zapraszamy cię na kolację, dzisiaj zaraz.
- No wiecie – zaczęłam się wykręcać – Musze się uczyć i takie tam…
- Tak, na pewno – parsknął Lou – Lepiej powiedz od razu, że nas nie lubisz, a nie!
- To nie tak! – wybuchnąłem na co chłopcy posłali sobie triumfalne uśmiechy. Oni to umieją podejść dziewczynę - A co z Michaelem?
- Wiesz, w sumie to… KEVIN! – Louis zerwał się i z wrzaskiem zaczął ganiać za gołębiem.  Miałam tak zdegustowaną minę, że Liam zaśmiał się cicho. W końcu machnął ręką, żebyśmy się nim nie przejmowali i kontynuował za przyjaciela:
- Zadzwonimy do niego, o to się nie martw. A teraz złapmy Lou zanim nam odfrunie i chodźmy, bo Harry nas zabije, że znów nie może się spełnić kulinarnie. I Niall się ucieszy z twoich odwiedzin.
No właśnie! Niall! Przecież to on uratował mnie z tego tłumu, a ja nawet nie raczyłam mu podziękować. Teraz czułam się jeszcze większą istotką niż do tej pory. W sumie ta kolacja nabierała coraz większego sensu.
- Muszę coś jeszcze załatwić – powiedziałam tak poważnie, że poczułam na sobie zdziwione spojrzenie chłopaka – I ty musisz mi w tym pomóc.
Kiedy dowiedziałam się co jest numerem 1 dla blondyna pobiegłam do sklepu gdzie w wielkim wiklinowym koszu zapakowałam wszystkie ulubione słodycze, każdego po kilka sztuk, a na koniec przewiązałam czerwoną kokardą. Czułam, że mogłam się bardziej postarać, ale nigdy nie byłam zbyt oryginalna, więc to było jedne na co mnie stać. Wmawiałam sobie, że liczy się pamięć, a nie prezenty, więc z taką dewizą, z uśmiechem płaciłam za wszytko.
Po kilku minutach wróciłam z powrotem, gdzie Liam ganiał przyjaciela po placu, a ten, robiąc mu na złość, biegał jeszcze więcej. Kiedy w końcu się dogadali (Liam ponoć obiecał kupić mu jeszcze 2 kilo marchewek. A ja nadal nie rozumiałam co Lou ma z tymi marchewkami) udaliśmy się do ich domu na, jak to powiedział Louis, kolację moich marzeń…


***

Nie mam zdania co do rozdziału. Po prostu, jak dla mnie jest bezpłciowy czy jakoś tak.
Jedyne co mogę powiedzieć, że wyszedł dłuższy niż planowałam i część, która miała znaleźć się jeszcze w tym rozdziale została przeniesiona do następnego.  
Wiem, że mało kogo to obchodzi, ale kij z tym ;p

Jak wspominałam w poprzednim poście rozdziały pojawiają się co weekend, a ja (jak na razie) wywiązuje się z obietnicy. Mam nadzieję, że będzie tak również i w przyszłości.

Chociaż muszę wam się przyznać, że liceum to nie przelewki i jestem tak zmęczona, że nie mam na nic czasu. Więc proszę, bądźcie wyrozumiali jeśli nie wywiążę się z obietnicy...

Gdzieś tam przeczytałam, że niektórzy żebrzą o komentarze. No cóż, pomyślałam wtedy o sobie. W sumie ja Was tylko proszę, a nie ustalam warunki (np. 10 komentarzy = nowy rozdział). 
Pomyślałam, że skoro nie chcecie komentować, to za każdym razem, wraz z nowym rozdziałem będę wstawiać sondę gdzie będziecie oceniać rozdział. To chyba bardziej Wam podchodzi...

Komentarze mile widziane! :) 


poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 3 "Dlaczego ją uratowałem? Przeznaczenie…?"

                  - A może zawieziemy ją do szpitala? – jęknął zaniepokojony  Liam
- Nie róbmy sobie więcej kłopotów! – warknął Harry zakładając ręce na piersi – Wystarczy, że musieliśmy odwołać spotkanie z fanami po tym jak Horan rzucił się w tłum żeby ją ratować!
 Nie odzywałem się, byłem gdzieś zupełnie indziej niż oni. Ich głosy jakby nie mogły przedrzeć się przez jakąś barierę. Usiadłem na skraju kanapy, na której leżała dziewczyna. Była taka bezbronna, zagubiona.  Pogłaskałem ją po policzku. Był chłodny. W ogóle wyglądała jakby spała. Tuż przy mnie pojawił się Lou. Spojrzał na nią i zaśmiał się cicho.
- Z tego będzie wielkaa śliwa – przejechał dłonią nad jej podbitym okiem. – Nieźle dostała.
- I jak miałem nie pomóc? – spojrzałem na chłopków stojących wokół kanapy – Przecież mogli ją stratować.  Jak oni to zrobili?
- Nasze fanki! – Hazza dumnie wypiął pierś.
- Pierwszy raz nie jestem z nich dumny – mruknął Liam zakładając ręce na oparcie siedziska.
- Skoro przyszła do parku to znaczy, że chciała nas zobaczyć. Czyli, że mięliśmy zostawić na pastę losu naszą fankę. Jak patrzyłaby potem na nas, swoich idoli?
- Dobra! Zluzuj bohaterze! – westchnął Styles, który potem znalazł sobie z Lou zabawę w ściganie i zakładaniu jej butów.
- Ile już tak leży? – odezwał się nagle Zayn, który do tej pory stał w progu i przyglądał się wszystkiemu w milczeniu.
- 2 godziny? – wzruszyłem ramionami – Większym problemem będzie co z nią zrobimy jak się obudzi? A jak się przestraszy, trzeba jej będzie tłumaczyć. Albo gorzej! Dostanie jakiegoś szoku?
- Myślę, że o to będziemy się martwić później - szepnął Louis odskakując od jej nóg i pokazując na głowę , która zaczęła się niespokojnie ruszać.
- Michael.. Michael..? – wybełkotała jakby przez sen.
Spojrzeliśmy na sobie przerażeni. Malik podszedł bliżej i tak staliśmy wokół niej jak banda idiotów zamiast coś zrobić. Pierwszy ocknął się Liam.
- To może… zadzwonimy do tego Michaela? – zaproponował – Gdzie ma telefon?
- W katanie, w górnej kieszeni – któryś sprytnie zauważył
- Trzeba go wyciągnąć. Nialler, to twoje znalezisko, więc ty się tym zajmij – dodał Lou
- Ja nie macam dziewczyn – odwróciłem głowę w przeciwną stronę. Harry na to wszystko przewrócił oczami. Zgrabnie odpiął guzik kieszeni i delikatnie wciągnął z niej telefon. Z miną „Ale to było trudne, mistrzu” podał mi go.
Odblokowałem komórkę  i wszedłem w Menu. Mój Boże! Co to za język. Pokazałem chłopakom, ale żaden nie wiedział. Dopiero po chwili Louis’a olśniło.
- To polski! Przecież dziadek często gada z Polkami na Twitterze. – wyjaśnił zadowolony. Szkoda tylko, że sam nie wiedział jak się tym polskim posługiwać.
W końcu po obrazkowym Menu wszedłem w kontakty i wyszukałem odpowiedni numer. Nacisnąłem nazwę Michael  z nadzieją, że to ten chłopak o którym bełkotała blondynka.  Sygnał, drugi, trzeci. W międzyczasie zorientowałem się, że wielka gula stanęła mi w gardle.
- Halo! Mała, gdzie ty się podziewasz?! Minęło już kilka godzin, już miałem wzywać policję! Gdzie ty się szlajasz?! – jakiś głos zbombardował mnie pytaniami tak, że nie miałem szansy wytłumaczyć o co chodzi.
Stałem chwilę w ciszy, a chłopcy patrzyli na mnie wyczekująco. Układałem w głowie to co mu powiem, ale ten co chwilę powtarzał: Halo!? Halo!? Kiedy nagle głos rozmówcy wydał mi się strasznie znajomy. Ilekroć krzyczał do słuchawki tyle razy przekonywałem się z kim rozmawiam.
- Mike?!
Cisza. Słychać było tylko jego ciężki oddech. Jakby się zastanawiał.
- Nialler?!

***

Błogość, w której dryfowałam powoli zaczynała mnie opuszczać. Czułam jak wynurzam się z niej, aby z powrotem powrócić do realnego świata. Leżałam na czymś miękkim i nie byłam sama, czułam to. Pamiętałam tylko, że poszłam się przejść, a potem dostałam od kogoś. I tyle. Reszta to czarne plamy.
- Co? Gdzie? – zaczęłam bełkotać. Powoli otworzyłam oczy. Rozmazane kontury z każdą chwilą zaczynały być coraz bardziej wyraźne. Przed sobą ujrzałam zatroskaną twarz Michaela.
- Śpiąca królewna się obudziła – zachichotał, na co od razu uderzyłam go w ramię – Ale mnie przestraszyłaś.
- O czym ty mówisz? – przy jego pomocy usiadłam na kanapie. Chciałam przetrzeć oczy, ale prawe oko było jakby spuchnięte i lekko przymknięte. Widziałam na nie o wiele mniej niż na lewe. Dopiero po chwili zorientowałam się, że za Mike’iem stoi kilku chłopaków.
Kiedy spostrzegłam, że spojrzenia wszystkich chłopców skierowane są na mnie szerzej otworzyłam oczy (a tak właściwie to oko) i zapiszczałam. Odskoczyłam na drugi koniec kanapy podciągając kolana pod brodę. Michael uśmiechnął się do mnie, za to reszta zaczęła cicho chichotać.
- Z czego wam tak do śmiechu? – jęknęłam czując, że to ja mogę być powodem ich dobrych humorów.
- Z wielu rzeczy – wyjaśnił jeden z nich, ubrany w koszulę w paski. I nagle mnie olśniło. Czyżby to nie było One Direction!? W szkole i w intrenecie nasłuchałam się o nich tyle, że nie trudno było zapamiętać ich twarze i imiona.
Zaraz za moim przyjacielem stał blondyn obżartuch – Niall. Tuż za nim piękniś – Zayn. Jeszcze dalej, obok siebie, żartowniś – Louis i uwodziciel – Harry. Oni śmiali się najgłośniej.  A na samym końcu, z najbardziej poważną miną, mądrala – Liam.
- Miałaś mały wypadek – wyjaśnił Mike pokazując  na moje oko – Trochę cię uszkodzili.
Zabrał ze stołu lusterko, na co piękniś jęknął niezadowolony. Ostrożnie spojrzałam na swoje odbicie i o mało nie krzyknęłam. Zamiast mojego prawego oka widniał ogromny, spuchnięty siniak w odcieniu dojrzałej śliwki. Praktycznie nie było mi widać oka.
- Powiesz mi jakim cudem to zrobiłaś? – założył ręce na piersi.
- Nie wiem – wzruszyłam ramionami – Poszłam wtedy do parku, chciałam się przejść i nagle znalazłam się na jakimś placu gdzie było mnóstwo ludzi. W jednej chwili pojawiła się ich masa. Chciałam stamtąd wyjść, ale jak widać mi się nie udało.
- To nie przyszłaś nas zobaczyć? – spytał Niall, a jego twarz przybrała dość smutny wyraz.
- Niestety – uśmiechnęłam się pocieszająco – Powiedzcie lepiej co z okiem? Wygląda paskudnie?
- Jak cię to pocieszy to ten siniak podkreśla kolor twoich oczu – Louis śmiesznie poruszył brwiami.
Pokiwałam tylko głową z dezaprobatą i na chwiejących się nogach wstałam. Mike w ostatnim momencie mnie złapał, ale nie uszło mojej uwadze, że blondyn też był gotowy mi pomóc. Powoli skierowaliśmy się do wyjścia. W sumie miałam za złe Michaelowi, że nie powiedział mi o tym, że zna się z One Direction. A może wcale się nie zna tylko jakimś magicznym sposobem powiadomili go o tym co się ze mną stało. Na razie byłam zbyt zmęczona żeby tego dociekać, poza tym wszystko było już dobrze i to liczyło się najbardziej.
- To my już pójdziemy – Hudston nacisnął klamkę, w ostatnim momencie doskoczyli do nas Liam i Niall.
- Może zostaniecie na kolacji? – zaproponował brunet – Harry przygotuje coś specjalnego.
-Innym razem, naprawdę. Agnes jest na pewno zmęczona. Poza tym trzeba będzie zrobić coś z tym okiem.  Przypomnij mi co jej tam włożyli?
- Łokieć – odezwał się Horan z grobową miną. Mike na to wszystko tylko przewrócił oczami.
- Do zobaczenia!  - krzyknęłam na co chłopcy odpowiedzieli mi tym samym. Już wyszłam na zewnątrz, ale Mike zniknął za rogiem. Nie było go może z 2 minuty. Przeprosił za to, że musiałam czekać i skierowaliśmy się w stronę jego samochodu.

***

- Do zobaczenia! – krzyknęła do nas dziewczyna, a ja posłałem jej uśmiech. Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczmy.
Spokoju nie dawała mi jednak jedna rzecz: Dlaczego Mike nie powiedział jej, że się znamy. Ba! Że jesteśmy przyjaciółmi. Może wtedy wszystko potoczyło by się inaczej. Ale.. o czym ja w ogóle mówię?
Kiedy mieli już wychodzić złapałem go za łokieć i pociągnąłem do siebie.
- Dlaczego jej o nas nie powiedziałeś? – szepnąłem tak, żeby ona tego nie słyszała.
- Miałem  zamiar to zrobić, wyszło inaczej. Nie martw się, jeszcze zrobisz na niej wrażenie – puścił mi oczko. Posłałem mu znaczące spojrzenie, a ten śmiejąc się cicho wyszedł nie racząc zamknąć drzwi. Przymknąłem je mrucząc pod nosem do samego siebie, że jeszcze się zdzwonimy.
Stałem opary o drzwi czując się tak jakby ktoś przywalił mi młotkiem. Dosłownie. Bolała mnie głowa, ręce dziwnie mi się trzęsły, a w brzuchu coś się ruszało. I to na pewno nie z głodu.  Agnes. Ładne imię, takie… nie nasze.  Nadal nie bardzo rozumiem dlaczego ją uratowałem?  Przecież mogłem jej nie zauważyć jak reszta, a jednak. Przeznaczenie…?
Z głową pełną myśli odepchnąłem się od drzwi i wszedłem do salonu, gdzie siedzieli chłopcu. Kiedy tylko wszedłem po całym pokoju rozeszło się:
- Uuuuu!!! – zawyli na co Lousi tylko dodał – Niall, ty podrywaczu!
- O co wam chodzi? – warknąłem siadając obok Zayna.
- Jak to o co? – zaśmiał się Lou – O to, że lecisz na przyjaciółeczkę naszego Mika.
- Chyba nie – jęknąłem przewracając oczami.
- Chyba tak! – nie dawał za wygraną.
Zacisnąłem usta i posłałem mu mordercze spojrzenie. Zawsze lubił się droczyć, ale niekiedy było to tak irytujące, że aż chciało mu się przyłożyć. A może miał rację? Przecież… nie! Nie mogłem, za krótko się znamy, nie jest w moim typie i nie dam sobie nic wmówić. 
Na ramieniu poczułem dłoń Liama, który pomasował je uspokajająco. Spojrzałem na niego, a ten tylko uśmiechnął się pocieszająco.
- Dobra chłopaki! Skoro Nialler mówi, że nic nie ma, to nie. I już.
Wszyscy zajęczeli na słowa Daddy’ego, ale przynajmniej liczą się z jego zdaniem.
- W sumie – odezwał się nagle Zayn – Fajna z niej dziewczyna. Taka nietypowa.
Harry tylko pokręcił głową. Wydawało mi się, że z całej paczki najmniej był do niej przekonany. Jakby już się do niej uprzedził chociaż spędzili raptem kilka godzin, z czego większość  czasu  była nieprzytomna.
- Nie wiem jak wy, ale ja idę coś zjeść. Zrobię nasze ulubione Spaghetti  - wstał po czym wyciągnął rękę w moją stronę – Idziesz Niall?
Miałem zamiar powiedzieć, że nie i nie jestem głody, ale to byłoby do mnie niepodobne. I znowu miel by powód żeby coś mówić. Wstałem i pokierowałem się z Loczkiem do kuchni.
Za plecami usłyszałem wesoły głos Lou:
- Wrócił nasz stary Niall!


***

Niall bohaterem! :) Coś takiego!
Ciekawa jestem czy spodziewałyście się takiego obrotu sprawy.

W opowiadaniu wreszcie pojawiło się One Direction i już tak szybko go nie opuszczą. No, przynajmniej nie do momentu, w którym strzeli mi coś do głowy ;D

Nowy rok szkolny właśnie ruszył pełną parą, więc i rozdziały będą się teraz pojawiać rzadziej. Postaram się pisać jak najczęściej, czyli raz w tygodniu, w weekendy. Mam nadzieję, że podołam zadaniu i Was nie zawiodę.

Dziękuję za nowych czytelników - jesteście wspaniali :) I dzięki za udział w sondzie. Nie sądziłam, że jesteście przeciwne homo, ale to Wasz wybór, więc postaram się dostosować.

I błagam: KOMENTUJCIE!