Wyszłam z domu chłopaków, ale
Mike zniknął za rogiem. Nie było go może z 2 minuty. Przeprosił za to, że
musiałam czekać i skierowaliśmy się w stronę jego samochodu.
Olśniło mnie kiedy schodziliśmy
ze schodów. Przecież ktoś mógł nas przyłapać, paparazzi mogli czaić się
wszędzie. I co wtedy? Wychodzimy z domu najsławniejszego w Wielkiej Brytanie boysbandu. Mike z miną jakby zrobił
komuś kawał stulecia, a ja z podbitym okiem. Jestem naprawdę ciekawa jaką
historię można z tego wysnuć…
- Ehym.. – Mike posłał mi
pytające spojrzenie – Nie uważasz, że to trochę dziwne, jeśli ktoś przyłapie
nas, że wychodzimy z domu One Direction?
Nie jestem głupia. Wystarczy jedno zdjęcie i pach! Głupia plotka gotowa.
Chłopak zastanowił się chwilę po
czym objął mnie ramieniem i mocno przyciągnął do siebie.
- A co jeśli wyjdziemy jako para? – poruszył śmiesznie brwiami. Nie mogłam się nie zaśmiać.
Pocałował mnie we włosy, a ja poddając się chwili uśmiechnęłam
się mimowolnie i przymknęłam oczy rozkoszując czułym gestem mojego chłopaka.
Droga wydawała się ciągnąć w
nieskończoność, miałam wrażenie, że szliśmy do auta dobre 20 minut. Dopiero
kiedy znalazłam się w środku ochłonęłam. Ale wątpliwości i pytania zaczęły
zalewać mnie jak rwąca rzeka.
- Znasz się z nimi? – to było
główne pytanie, które męczyło mnie od początku. Widziałam jak na siebie
patrzyli. Beztrosko, ciepło jak… bracia.
- Taaak… - jęknął. Był trochę
zmieszany, że mi się do tego przyznawał – Jesteśmy przyjaciółmi.
- To dlaczego nie powiedziałeś
mi tego wcześniej? – oburzyłam się. Jakby przyjaźń była czymś zakazanym albo
nielegalnym – Przecież zrobiłam tam z siebie idiotkę – westchnęłam
przypominając sobie swoje zachowanie – Gdybym wiedziała…
- Pamiętasz obiad w restauracji?
– przytaknęłam głową – Próbowałem cię wtedy naprowadzić…
- Mistrzynią kalamburów to ja nie jestem – warknęłam uderzając go w
głowę – No, ale to i tak nic już nie zmieni. Opowiedz mi, proszę, jak się
poznaliście!
Mike pokręcił głową jakby
zastanawiał się od czego zacząć. Widać było, że wspomnienia nadal w nim żyły i
wywoływały uśmiech na jego twarzy.
- To było 2 latat temu. Tom, mój
kuzyn, poprosił mnie bym poszedł z nim na casting do X Factor. Zgodziłem się,
bo był moim ulubionym kuzynem i lubiłem słuchać jak śpiewa. Na wszystkich
akademiach to on był gwiazdą. Byłem dumny, że mam takiego kuzyna. Kiedy ten skakał po scenie tuż po nim miał
wystąpić Liam. Stał za kulisami blady i roztrzęsiony. Powiedziałem mu klika
miłych słów i zapewniłem, że sobie poradzi. Tak też było. Zarówno jak i Tom
przeszedł dalej. Wtedy zaczął mi dziękować i chciał się odwdzięczyć , ale ja
nie chciałem od niego nic. Poprosiłem by się tylko starał wspiąć jak najwyżej,
a ja będę w niego wierzyć. To go chyba ujęło za serce, bo zaczęliśmy dłużej
rozmawiać i wymieliliśmy się numerami. Tom piął się coraz wyżej, a chłopaków
połączyli. Byłem podczas każdego odcinka na żywo i wspierałem swoich 6
faworytów. W między czasie zapoznałem się z resztą zespołu, zżyliśmy się tak,
że zaczęliśmy traktować się jak bracia. Już nie przechodziłem żeby wspierać
Toma, a po prostu być z chłopakami. Niestety dobra passa kuzyna nie trwałą
długo, bo odpadł po kilku odcinkach. Kiedy płakał na moim ramieniu i zarzekał
się, że już nigdy nie zaśpiewa, my przyrzekliśmy sobie, że nie zerwiemy
kontaktu i nie zerwaliśmy – westchnął – Mimo że chłopcy nie wygrali i tak
zdobyli sławę, ale nie zmienili się ani trochę. Byłem z nimi od początku i wiem
co mówię. A nasza przyjaźń trwa. Szkoda mi tylko Toma, tak bardzo lubił
śpiewać…
Zasłuchana w opowieść
przyjaciela nawet nie zauważyłam kiedy stanęliśmy pod domem.
- To znaczy, że Tom już nigdy
nie zaśpiewał? – spytałam zanim wyszliśmy z auta.
- Niestety – wzruszył ramionami.
Spojrzał na mnie z dziwną miną i zaśmiał się – Tylko pamiętaj! Nie zgubiłem cię
i cały czas byliśmy razem!
Pokiwałam głową i wyskoczyłam z
pojazdu. Lekko się zachwiałam, ale przy pomocy Mike’a znów stałam w pionie.
Ostrożnie weszliśmy do środka po czym skierowaliśmy się do pokoju, gdzie byli
państwo Hampton żeby powiedzieć im o swoim przybyciu.
Kiedy mnie zobaczyli o mało nie
krzyknęli ze strachu.
- Dzieci! Co się stało?! – pani
Jennifer podbiegła do mnie i zaczęła głaskać – Michael! Odpowiadaj jak cię pytam – warknęła
- Byliśmy tylko u chłopaków,
wielkie halo – uśmiechnął się jak
idiota.
- Mówiłam ci już tyle razy; ty
jesteś dorosły, więc możesz sobie z nimi nawet kark przetrącić, ale Agnes nie
narażaj na utratę zdrowia fizycznego jak i psychicznego!
- Co ty myślisz, że my tam robimy?
– zbulwersował się syn.
- Nie wiem i nie chcę wiedzieć!
– krzyknęła machając rękoma. Chłopak zaczął kręcić nosem i przewracać oczami.
Kiedy kobieta była pewna, że nie patrzy, mrugnęła do mnie okiem. Zaśmiałam się
przysłaniając twarz ręką.
- Oj mamo – zaśmiał się
spostrzegając, że jednak wcale nie mówi tego poważnie – Wiem, że ich
uwielbiasz.
- Tak, tak – pokręciła głową
uśmiechając się – Są kochani i uroczy. Ale ja z wami po lekarzach nie będę
jeździć jak sobie któryś coś zrobi!
Mike pocałował mamę w policzek,
a ta zaprowadziła mnie do kuchni gdzie porządnie przyjrzała się mojemu biednemu
oku.
- Nawet nie chcę wiedzieć jak to
się stało – skrzyżowała ręce na piersi – Ale może trzeba z tym jechać do
lekarza. Ted, skarbie! Chodź tu szybko!
Państwo Hampton oglądnęli mnie
dokładnie po czym gospodarz stwierdził, że nie ma potrzeby zawracać głowy
lekarzom takimi błahostkami. Gdzieś w Internecie wyczytał, że takie rany goją
się najlepiej bez opatrunku, więc
byłam zmuszona pokazać światu moje ohydne oko. Dostałam jedynie worek z lodem,
który miał zmniejszyć opuchliznę oraz wielkie okulary przeciwsłoneczne dzięki
którym mogłam trochę zatuszować sine oko. Chociaż i tak kolor śliwkowy
wychodził poza obramówki okularów. Lepsze to niż nic.
- Będzie dobrze, wszystko
powinno zejść za kilka tygodni – Ted poklepał mnie po głowie kiedy siedziałam
na kanapie w salonie z workiem lodu przyklejonym do oka.
- Tygodni!? – jęknęłam na co mężczyzna tylko wzruszył ramionami – Jak
ja się ludziom na oczy pokażę…
- Mike! Agnes! Obiad na stole –
z kuchni słychać było krzyki Jennifer. Zrezygnowała wstałam i udałam się do
jadalni. Tam zostałam już Michaela, który plądrował swój talerz jedząc tak
jakby nigdy nie widział ziemniaków.
Zaczęłam dłubać w swoim posiłku
lekko przybita wiadomością o stanie mojego zdrowia kiedy przed nosem wylądował
talerz z ciastkami czekoladowymi. Spojrzałam zdziwiona na gospodynię.
- Może to jakoś poprawi ci humor
– uśmiechnęła się pocieszająco, a ja widząc słodkości ostro wzięłam się za
obiad.
- Ej! A ja to co? – upomniał się
Miachel.
- Ty to się nawet nie odzywaj!
Jestem wręcz przekonana, że jej oko to twoja wina! Albo Lou – on kocha takie
żarciki. Albo Harry’ego! Ooo tak! Harry jak zejdzie się z Louisem to tylko się
bać.
- A czemu nigdy nie oskarżysz na
przykład Nialla?
- Bo Niall
jest za słodki! – odpowiedziałam z pełną
buzią.
- Właśnie! – zawtórowała mi i
zabraniając synowi dotykać ciastek wyszła.
Jedliśmy w ciszy. Po skończonym
posiłku Mike posprzątał talarze po czym wrócił z dwoma kubkami herbaty. W tym
czasie podsunęłam w jego stronę talerz ciastek . Popatrzył na mnie zdziwiony,
ale po chwili uśmiechnął się.
- Przecież nie jestem taką złą siostrą! – zaśmiałam się sięgając po
ciasteczko.
(…)
Minął tydzień zapoznawczy. W tym czasie zadomowiłam
się w Londynie i nauczyłam korzystać z komunikacji miejskiej. Pamiętałam nawet
na pamięć drogę od domu do kilku fajnych miejsc. Poprosiłam też Michaela żeby
nie mówił nic o mnie chłopakom (nawet gdyby pytali, ale to i tak było
nieprawdopodobne) oraz specjalnie ich do siebie nie zapraszał. Nadal miałam
rumieńce myśląc o tym jak się u nich zachowałam. I jeszcze to przeklęte oko,
które cały czas wyglądało jakby ktoś wcisnął mi na jego miejsce dojrzałą
śliwkę.
Nie byli mi oni potrzebni do
szczęścia, a przynamniej tak sobie mówiłam. Dni mijały mi spokojnie, na
zwiedzaniu zakątków miasta i starałam nie myśleć o tym jak to One Direction
śmieje się ze mnie kiedy odstawiałam u nich cyrki. Wolałam sobie oszczędzić
wstydu i zwyczajnie się z nimi nie widywać.
W końcu naszedł ten nieszczęsny
dzień kiedy musiałam iść do szkoły. Jak zwyczajna londyńska nastolatka założyć
torbę na ramię i iść. Mike zapewniał mnie, że ludzie w szkole są mili i widzą o
mnie, więc będą mi pomagać. Nie wątpiłam…
Kiedy stanęłam na szkolnym
korytarzu pierwsze co zrobiłam to zatkałam uszy od krzyku jaki na nim panował.
Za chwilę ktoś minął mnie tak zgrabnie, że o mało nie upadłam. Dzieciaki
gniotły się przy swoich szafkach, a jeszcze inny stali przy parapetach i
rozmawiali. Rozglądałam się w poszukiwaniu pomocy, ale znikąd nie nadchodziła. Musiałam
sobie radzić sama, jak zawsze…
Na lekcjach każdy nauczyciel
przedstawiał mnie klasie po czym witana optymistycznym
głosem przez innych siadałam w wolnej ławce. Tak też było na lekcji
poprzedzającej lunch.
- Cześć, jestem Emma – dziewczyna z ławki wcześniej
odwróciła się do mnie i wyciągnęła przed siebie dłoń. Miała zielone oczy i
długie blond włosy. Wyglądała na miłą.
- Agnes – uścisnęłyśmy sobie
dłonie. – Miło poznać, naprawdę… A co jeśli profesor nas przyłapie?
- Jest stary i zaczyna biegać w
kółko kiedy się krzyknie pożar –
zaśmiała się odwracając całkowicie w moją stronę. Przewiesiła ręce przez
oparcie, a spojrzenie utkwiła we mnie. – Ty jesteś tą dziewczyną z Polski? Za Hilary?
Pokiwałam głową.
- Znasz ją? – dziewczyna wzruszyła
ramionami co oznaczało, że trochę – Jesteś pierwszą osobą, która mi się
przedstawiła.
- Bo inni to ludzie wojny i granata – skrzywiła się – Ty
wyglądasz na fajną dziewczynę, a trzeba poszerzać horyzonty, prawda? –
pokiwałam głową – Z resztą opowiem ci wszystko podczas przerwy. A tak w ogóle.
Co z twoim okiem?
- Mały wypadek. Nic poważnego –
szybko zakryłam się książką widząc minę dziewczyny –Nie masz się co starać i
tak ci nie powiem.
Zaraz po dzwonku ostatnie
wyszłyśmy z klasy. Emma opowiadała mi o jakiś dziewczynach ze szkoły, z czego
praktycznie nic nie rozumiałam. Potem weszłyśmy do stołówki. Blondynka
pociągnęła mnie za rękaw i szepnęła bym szła z nią na równi, powoli.
- Po lewej kujony. No wiesz
mówisz takiemu cześć, a on pierwiastek z
9 to 3. – popukała się w czoło – Metalowcy, hipisi, jacyś dziwni ludzie,
których trudno zidentyfikować – wymieniała dyskretnie pokazując mi każdą grupę.
Tym czasem zebrani wpatrywali się w nową z niemałą ciekawością. Chociaż zapewne
bardziej interesowało ich podbite oko…
- A na samym środku siedzą nasi królowie.. – warknęła ze złością – Ach,
ci wszyscy sportowcy i ich dziewczyny szkolne dziw… Cheerliderki (SPR). Myślą,
że jak się naoglądali amerykańskich seriali to mogą Bóg wie co…
Spojrzałam na ich stoły. W sumie
wyglądali normlanie. Jedyne co odróżniało ich od reszty to sportowe stroje.
- A ty? – zmieniłam szybko
temat, bo Emma była widocznie zdenerwowana
– Należysz do jakiejś grupy?
- Ja? – zaśmiała się – Kochana!
Ja jestem w grupie najfajniejszych ludzi w szkole.
Doszłyśmy do ostatniego stolika
przy którym siedziało kilka dziewczyn i zaciekle o czymś dyskontowały. Albo się
przesłyszałam albo usłyszałam coś o jakimś Harry’m.
- Cześć dziewczyny! – Em
pomachała im, a na co te uczyniły to samo – To jest Agnes, przyjechała z
wymiany uczniowskiej, z Polski. Sprawdziłam ją. Równa z niej dziewczyna.
- A czy jest nasza?! – spytała
jedna z nich ściszając głos i pochylając się nad stolikiem.
- One Direction! – krzyknęła Emma. Uniosłam jedną brew zdziwiona jej
zachowaniem – Neutralna.
- Ale o co chodzi – dopytywałam
się. Szczególnie, że chodziło o mnie.
- Bo widzisz jesteśmy fankami 1D i prowadzimy takie małe kółko, fan
club i jeździmy na koncerty – jej oczy aż świeciły jak o tym mówiła – Niektórzy
skrajnie na nich reagują. Jedni piszczą, a drudzy się krzywią. A ty…
- Nie mam nic do tych chłopaków
– wyjaśniłam od razu – Ale też nie kocham ich nad życie no wiecie. Nie jestem…
- Tylko nie mów psycho! – warknęła Emma.
- Przepraszam, nie chciałam tego
powiedzieć – podniosłam ręce w geście obrony – Tylko chodziło mi o fankę, tak
chciałam powiedzieć, że nie jestem fanką.
W końcu pozwoliły mi się
przysiąść i zjeść drugie śniadanie. W tym czasie rozprawiały o tym, że Harry
był w czwartek w klubie, ale po 15 minutach z niego wyszedł, bo ponoć zjawiła
się jego była, a on nie chce mieć z nią nic wspólnego. Totalna
paranoj… miłość do idola…
- Hej, Emma – zaczepiłam ją
kiedy wychodziliśmy ze szkoły – A jak ty na nich reagujesz?
Dziewczyna poruszyła śmiesznie
brwiami, dając mi znak żebym sama się przekonała.
- One Direction! – dziewczyna zaczęła skakać i piszczeć, tak, że
ludzie którzy nas mijali pukali się w czoło. Powinno mim to przeszkadzać, ale nie. To było… pozytywne i chciałabym żeby już takie zostało.
Kiedy wracałam do domu przez
duży plac zauważyłam, że wokół kręci się wielu naprawdę przystojnych chłopaków.
Jeden z nich właśnie szedł mi na
spotkanie. Szkoda, że tuż przede mną szły inne dziewczyny. Wysokie, smukłe, z
długimi włosami. Kiedy ten przechodził obok zaczęły figlarnie odgarniać włosy.
Był coraz bliżej mnie. Ponieważ nie miałam czym machać zwyczajnie się
uśmiechnęłam. Nigdy nie byłam dobra we flirtowaniu i nie wiedziałam co tak
naprawdę powinnam zrobić. Ten o dziwo odwzajemnił gest i weselszym krokiem
ruszył do przodu. Uśmiechnęłam się w duchu.
Odwróciłam się do tyłu, by
spojrzeć na niego jeszcze raz kiedy wpadłam na kogoś. Od razu wróciłam na
ziemię i spojrzałam na poszkodowanego.
- Przepraszam, bardzo nie
chciałam, zamyśliłam się i… Louis?! –
krzyknęłam na co chłopak tylko się uśmiechnął.
- Widzę, że nie próżnujesz –
zaśmiał się po czym dostał ode mnie w ramię – Wybacz, może marchewkę na
przeprosiny?
Rozwinął papierową torbę, która
była wypełniona do połowy czystymi i obranymi marchewkami. Z grzeczności
wzięłam jedną i zaczęłam chrupać. W sumie dopiero teraz uświadomiłam sobie, że
byłam potwornie głodna.
- A ty tu robisz? – spytałam
kiedy zajęliśmy się jedzeniem – Nie powinniście teraz, no nie wiem, nagrywać
czy coś?
- Aktualnie mamy trochę wolnego.
A teraz? Zrobimy zakupy - to znaczy Liam robi – chłopak rozglądał się po czym
zaczął machać kiedy zobaczył przyjaciela na horyzoncie – Daddy, tutaj!
Po chwili pojawił się przy nas
brunet obładowany torbami. Zaczął krzyczeć na Lou, że nie pomaga, ale kiedy
zobaczył mnie trochę się rozweselił.
- Popatrz kogo spotkałem! Szła
sobie ze szkoły i podrywała
chłopaków!
- Ej! – warknęłam zakładając
ręce na piersi co wywołało u chłopców śmiech – Ja tylko się do niego
uśmiechnęłam.
- A wiesz, że uśmiech to
najprostsza droga do męskiego serca –
zaczął Louis zajadając się marchwią.
- Och, dajcie już spokój –
poczułam jak moje policzki się rumienią.
- A tak w ogóle to cześć. Ciebie
też miło widzieć – zaśmiał się Liam. – A jak twoje oko?
- Śliwkowe – zdjęłam okulary na co obydwoje wydali z siebie dziwny
jęk – I przerażające, jak widać.
Staliśmy na palcu rozmawiając
chwilę. Chłopaki mieli za złe, że dzwonili do nas, a Mike nie pozwolił im się
ze mną spotkać. W duchu dziękowałam mu, że mnie posłuchał. Nagle mnie olśniło.
Od dobrych 2 tygodni nosiłam w torebce segregator, który już dawno powinien wylądować
u chłopaków.
- Wiecie co, ma m tu dla nas
taki mały prezent – zaczęłam go
wyciągać, ale Liam mnie powstrzymał.
- Dasz go nam wszystkim, na
kolacji… Tak dobrze myślisz,
zapraszamy cię na kolację, dzisiaj zaraz.
- No wiecie – zaczęłam się
wykręcać – Musze się uczyć i takie tam…
- Tak, na pewno – parsknął Lou –
Lepiej powiedz od razu, że nas nie lubisz, a nie!
- To nie tak! – wybuchnąłem na
co chłopcy posłali sobie triumfalne uśmiechy. Oni to umieją podejść dziewczynę
- A co z Michaelem?
- Wiesz, w sumie to… KEVIN! – Louis zerwał się i z wrzaskiem
zaczął ganiać za gołębiem. Miałam tak
zdegustowaną minę, że Liam zaśmiał się cicho. W końcu machnął ręką, żebyśmy się
nim nie przejmowali i kontynuował za przyjaciela:
- Zadzwonimy do niego, o to się
nie martw. A teraz złapmy Lou zanim nam odfrunie i chodźmy, bo Harry nas
zabije, że znów nie może się spełnić kulinarnie. I Niall się ucieszy z twoich
odwiedzin.
No właśnie! Niall! Przecież to
on uratował mnie z tego tłumu, a ja nawet nie raczyłam mu podziękować. Teraz
czułam się jeszcze większą istotką niż do tej pory. W sumie ta kolacja
nabierała coraz większego sensu.
- Muszę coś jeszcze załatwić –
powiedziałam tak poważnie, że poczułam na sobie zdziwione spojrzenie chłopaka –
I ty musisz mi w tym pomóc.
Kiedy dowiedziałam się co jest
numerem 1 dla blondyna pobiegłam do sklepu gdzie w wielkim wiklinowym koszu
zapakowałam wszystkie ulubione słodycze, każdego po kilka sztuk, a na koniec
przewiązałam czerwoną kokardą. Czułam, że mogłam się bardziej postarać, ale
nigdy nie byłam zbyt oryginalna, więc to było jedne na co mnie stać. Wmawiałam
sobie, że liczy się pamięć, a nie prezenty, więc z taką dewizą, z uśmiechem
płaciłam za wszytko.
Po kilku minutach wróciłam z
powrotem, gdzie Liam ganiał przyjaciela po placu, a ten, robiąc mu na złość,
biegał jeszcze więcej. Kiedy w końcu się dogadali (Liam ponoć obiecał kupić mu
jeszcze 2 kilo marchewek. A ja nadal nie rozumiałam co Lou ma z tymi marchewkami)
udaliśmy się do ich domu na, jak to powiedział Louis, kolację moich marzeń…
***
Nie mam zdania co do rozdziału. Po prostu, jak dla mnie jest
bezpłciowy czy jakoś tak.
Jedyne co mogę powiedzieć, że wyszedł dłuższy niż planowałam
i część, która miała znaleźć się jeszcze w tym rozdziale została
przeniesiona do następnego.
Wiem, że mało kogo to obchodzi, ale kij z tym ;p
Jak wspominałam w poprzednim poście rozdziały pojawiają się
co weekend, a ja (jak na razie) wywiązuje się z obietnicy. Mam nadzieję, że
będzie tak również i w przyszłości.
Chociaż muszę wam się przyznać, że liceum to nie przelewki i
jestem tak zmęczona, że nie mam na nic czasu. Więc
proszę, bądźcie wyrozumiali jeśli nie wywiążę się z obietnicy...
Gdzieś tam przeczytałam, że niektórzy żebrzą
o komentarze. No cóż, pomyślałam wtedy o sobie. W sumie ja Was tylko
proszę, a nie ustalam warunki (np. 10 komentarzy = nowy rozdział).
Pomyślałam, że skoro nie chcecie komentować, to za każdym
razem, wraz z nowym rozdziałem będę wstawiać sondę gdzie będziecie oceniać
rozdział. To chyba bardziej Wam podchodzi...
Komentarze mile widziane! :)
Louis jest niemożliwy, przecież to jest takie .. KEVIN .! ;D
OdpowiedzUsuńA tak wogóle to świetny rozdział (jak zwykle) . ;))
Pozdrawiam i pisz dalej . ;*
Hahaha :D Ohh ten Louis :D Wariat jeden ;D
OdpowiedzUsuńOdcinek Genialny! :D
Uwielbiam Cię i Tego Bloga!!! <33
Czekam na NN z niecierpliwością! :**
Czekam, czekam i nie mogę się doczekać nowej notki, która zapowiada się tak bardzo zachęcająco ;)
OdpowiedzUsuń